187. Królewska klatka

Okładka książki Królewska klatkaMare jest pilnie strzeżonym więźniem zdanym na łaskę i niełaskę Mavena. Dręczą ją wspomnienia własnych błędów, a działanie Cichego Kamienia pozbawia ją mocy. Buntowniczka staje się dziewczyną bez błyskawic. Jednak i Maven otoczony jest wrogami. Z trudem utrzymuje kontrolę nad krajem oraz swoim więźniem. Mare czuje, że mimo nienawiści, którą żywi do Mavena, jest on prawdopodobnie jej jedyną szansą na przeżycie, zwłaszcza że Evangeline dąży do jak najszybszej egzekucji Czerwonej Królowej. Tymczasem Nowi i Czerwoni przygotowują się do wojny, bo nie chcą już dłużej pozostawać w ukryciu. Jest z nimi książę Cal, którego nic nie powstrzyma przed ratowaniem Mare.

Kto rozświetli drogę buntowników, jeśli dziewczyna od błyskawic straci swoją moc? Już wkrótce ogień ogarnie wszystko i spali bezpowrotnie Nortę, jaką Mare znała.


Tytuł: Królewska klatka
Tytuł oryginału: King's Cage
Autor: Victoria Aveyard
Wydawnictwo: Moondrive
Seria: Czerwona królowa
Tom: III
Tłumacz: Adrianna Sokołowska-Ostapko

Początek recenzji książek Victori Aveyard bywał zawsze bardzo trudny. Nigdy tak naprawdę nie wiem, od czego zacząć. Błądzę między tym, co chcę przekazać a tym, co napisałam. Obecnie jest nawet trudniej. Po wychwaleniu pierwszego tomu i napisaniu niepochlebnej recenzji drugiej części nastał czas, by wypowiedzieć się o przedostatnim tomie. Jednak nigdy nie sądziłam, że "Królewska klatka" będzie najtrudniejszym tomem. Dlaczego? Zrozumiecie to w niezwykle emocjonalnej recenzji.

Mare zgodnie z umową zostaje więźniem Mavena. Otoczona nieprzyjaciółmi i skuta Cichym Kamienień, musi żyć w pałacu u boku osoby z jej koszmarów. Jednak despotyczny władca ma na głowie jeszcze innego problemy. Dwór króla okazuje się niepewnym oraz niebezpiecznym sprzymierzeńcem. Młody władca z trudem trzyma u swojego boku wysokie dwory, które mogą w każdej chwili zbuntować się przeciwko koronie. W tym samym czasie czerwona rewolucja rozlewa się na kraj, podburzając Czerwonych i Srebrnych, by stanęli przeciwko sobie w wojnie o nowy, lepszy świat. Mare musi znaleźć sposób, aby wyzwolić się spod władzy Mavena, aby również wziąć udział w walkach, które sama po części wywołała.

Ci, którzy wiedzą, jak jest w ciemnościach, zrobią wszystko, by pozostać w świetle.

Po dobrym pierwszym tomie i bardzo słabym drugim nie byłam pewna, w jaki sposób autorka stworzy "Królewską klatkę". Miałam nadzieję, że po rozczarowaniu, które czułam po "Szklanym mieczu", ta część wszystko mi wynagrodzi. Jednak rzeczywistość okazała się niestety inna. Liczyłam na wielką przygodę z heroicznymi walkami i decyzjami, które nigdy nie będą w stu procentach moralne. Jednak wszelkie moje nadzieje i marzenia zostały zadeptane oraz zniszczone podczas lektury tej powieści.

Tę książkę można podzielić na dwie części. Pierwsza - nudna jak flaki z olejem oraz druga - z niewykorzystanym potencjałem. Do tej pierwszej zaliczamy całą niewolę Mare. Byłam pewna, że autorka powróci do motywu z intrygami i sieciami kłamstw, które były podwaliną pierwszego tomu. Jednak zamiast tego pisarka krążyła w jednym punkcie, jaka była "wielka" niewola głównej bohaterki. Po któreś z rzędu stronie myślałam, że oszaleję. Kompletnie nic się nie działo. Wszystko opierało się na rozmyślaniach bohaterki, które nie zmieniały się w ciągu kolejnych kilkudziesięciu rozdziałów. Każdy wątek, jaki starała się stworzyć autorka, był spychany na dalszy plan, aby zastąpiła go dziura Mare. Nawet ukochany Maven, był co chwila porzucany przez czytelnika, by on sam mógl wrócić do dziewczynki od błyskawic.

[SPOJLER]

Druga część książki obejmuje okres po "wielkiej" niewoli Mare. Krótko mówiąc, pani Aveyard tutaj również się nie popisała. Akcja jest powolna jak ślimak, mimo że powinna pędzić na łeb, na szyję, gdyż teoretycznie panuje wojna. Niestety jest to tylko "teoretycznie", bo praktycznie wydaje się, że wszyscy nic nie robią. Zamiast snuć plany, pomagać albo chociaż walczyć, siedzą i marudzą.

[KONIEC]

Od pierwszej części zanosiło się na rewolucję Czerwonych. Było to do przewidzenia prawie od pierwszej strony. W drugiej części była już ona namacalna, mimo tego, że autorka nie potrafiła przekazać emocji, które powinny jej towarzyszyć. W Królewskiej klatce nabiera ona rumieńców i staje się jednym z głównych wątków. Chwila... powinna się stać jednym z najważniejszych wątków. Niestety podobnie jak w drugim tomie jest upchnięta między rzucającą talerzami Mare, a nic nierobiącym Calem.
Niestety wydarzenia mające miejsce w Norcie nie można nazywać rewolucją. Autorka teoretycznie wspomina o bitwach, w których to Czerwoni stają naprzeciw Srebrnym, by walczyć o wolność. Jednak były to tak pobieżne opisy, że można je pominąć, niczego nie tracąc. Jest to poważny minus tej książki, ponieważ zdecydowanie byłaby to lepsza powieść, gdyby pisarka nie omijała tego tematu.

Nadzieja w sytuacji, gdy nie ma na nią miejsca, jest okrucieństwem.

Kolejną wadą tej części są bohaterowie. Wbrew zdrowemu rozsądkowi okazali się jeszcze bardziej wkurzający i bezmyślni.
Mare po prostu przeszła sama siebie, mimo że wydawało się to niemożliwe. Oprócz tego, że za każdym razem irytowała mnie swoich zachowaniem, to należy jeszcze dodać rzucanie talerzami. Do tej pory nie rozumiem rozbijania zastawy na ścianie. Chciała ukazać swoją siłę? Bo jeżeli tak to naprawdę jej się udało.
Nie mogłam się nadziwić, jak autorka zniszczyła dobrze zapowiadającą się postać, czyniąc z niej rozwydrzoną dziewuchę. Niestety Mare działa na mnie jak płachta na byka i nie zapowiada się, aby miało się to zmienić w ostatniej części.
Cal jest jeszcze gorszym "księciem", niż był. Oprócz tego, że stracił ikrę, to jest równie lekkomyślny, jak dziewczyna od błyskawic. Wszystkie jego "wystąpienia" wydawały mi się sztuczne. Jakby zamiast postaci literackiej poruszała się marionetka, bez własnego zdania i rozumu.
Niektórzy z pewnością się zdziwią, że moim ulubionych bohaterem jest Maven. Skoro czepiałam się niezrównoważonej Mare, czemu nic nie mam do szalonego króla? Otóż w tym jednym przypadku czułam jakiekolwiek emocje podczas czytania fragmentów z jego udziałem. On w porównaniu do brata ma, chociaż życie w sobie, bez względu czy ma równo pod sufitem, czy nie.

Czy cokolwiek przypadło mi do gustu? Na szczęście tak. W końcu autorka nie zapomniała o sąsiadach Norty i zapewniła czytelnikowi przygody z polityką zagraniczną. Mogłam bez problemu cieszyć się dodatkowym wątkiem, który o dziwo wyszedł bardzo dobrze. Świetnie się bawiłam, poznając wszelkie luki i kruczki, jakie pojawiały się w umowach między krajami oraz ludźmi. Tamte momentu były świetnie poprowadzone. Żałuję jedynie, że autorka tak późno się na to zdecydowana, jednak jak to mówią "lepiej późno niż wcale".

Każdego z nas stworzył ktoś inny i każdy z nas ma stalową nić, której nikt i nic nie jest w stanie przeciąć.

Po długiej i emocjonalnej recenzji czas na podsumowanie. "Królewska klatka" moim zdaniem nie jest wspaniałą kontynuacją. Pomimo tego, że "Szklany miecz" bardzo mnie rozczarował, liczyłam na lepiej dopracowaną oraz bardziej intrygującą kontynuację. Miała ona nieść za sobą przesłanie i zapewniać wiele skrajnych emocji. Zamiast tego mogłam jedynie załamywać ręce nad zachowaniem Mare i Cala, czekając jedynie z niecierpliwością na Mavena. Co więcej, moim zdaniem kolejna część jest zbędna. Bez problemu autorka mogła zamknąć całą historię w tym tomie bez obawy, że czwarta część może być klapą. Niestety na razie będę musiała poczekać na finałową część, ponieważ mimo rozczarowania nadal pragnę poznać losy Mavena.

Moja ocena
6/10

Czerwona królowa | Szklany miecz | Królewska klatka | ???

186. Magia kąsa

Świat po magicznej apokalipsie. 
Postęp techniczny był u szczytu swojego rozwoju, gdy do Atlanty wróciła magia i zniszczyła właściwie całą technologię. 
Fale magii pojawiają się bez ostrzeżenia i znikają równie nagle. Gdy magia napływa, cała technologia zamiera – samoloty spadają, samochody nie działają, brakuje elektryczności. 
Kiedy magia odpływa, znów zaczyna działać technologia. 
Jest to dziwny, pokręcony świat. 
W tym świecie mieszka Kate Daniels.
Kate lubi walkę mieczem i ma trudności z kontrolą tego, co mówi…
Magia w jej krwi sprawia, że jej życie z założenia nie może być proste…


Tytuł: Magia kąsa
Tytuł oryginału: Magic Bites
Autor: Ilona Andrews
Wydawnictwo: Fabryka słów
Seria: Kate Daniels
Tom: I
Tłumacz: Anna Czapla

Lata temu na rynku wydawniczym pojawiła się seria napisana przez małżeństwo. Ich debiut został przyjęty bardzo pozytywnie przez czytelników. Wiele osób pokochało przygody Kate Daniels. Nawet po takim długim okresie przerwy w polskim wydaniu, można było usłyszeć osoby, które z całego serca polecały tę serię. Ja od dawna planowałam sięgnąć po te książki, jednak dopiero wznowienie wydania, przekonało mnie do tego. Czy i ja zostałam wciągnięta do świata ze sporą dawką magii?

Kate Daniels żyje w Atlancie. Jednak nie jest to miejsce zwyczajnie ani tym bardziej bezpieczne. Magia, zmiennokształtni, a nawet wampiry są na porządku dziennym. Technologia, która powinna grac ogromne znaczenie w przyszłości, została odstawiona na boczny tor.
W takiej rzeczywistości musi radzić sobie młoda i niezależna kobieta. Najemniczka z początku bez problemu znajduje sobie własne miejsce. Wykorzystuje płynącą w jej żyłach magię, by zaczepiać się w dorywczych pracach. Co więcej, zawsze ma wsparcie w swoim mentorze. Niestety do czasu. Ginie on w niewyjaśnionych okolicznościach podczas misji. Kate postanawia dowiedzieć się prawdy o śmierci mężczyzny i ukarać winnego.

Ostatnimi czasy bardzo trudno zacząć mi nową książkę. Nie dość, że mam bardzo mało czasu, to moja chęć na czytanie maleje wraz z coraz późniejszą godziną. Jednakże przy tej książce było jeszcze gorzej niż zwykle. Pierwsze kilkadziesiąt stron było trudne do przebrnięcia. Nie mogłam w ogóle wczuć się w klimat tej książki ani w przedstawiony świat. Przede wszystkim problem leżał w tym, iż czytelnik zostaje wrzucony na głęboką wodę. Jedyne informacje, na które może liczyć, to zaledwie opis z tyłu książki. Wprowadzenie do rzeczywistości Kate było bardzo długie. Do tej pory nie wiem, czy autorzy na pewno nie pominęli żadnego szczegółów, które wbrew pozorom powinny być podstawową wiedzą. Jednak wraz z rozkręcaniem się akcji, coraz lepiej rozumiałam świat, mimo że nie wszystko było podane na tacy. Alternatywna wizja Atlanty summa summarum przypadła mi do gustu i to bardzo. W czasie czytania ostatnich stron odczułam wielki smutek, że będę musiała się pożegnać z rzeczywistością wykreowaną przez autorów. Z tego właśnie powodu z niecierpliwością oczekuję kolejnych części.

Bardzo zżyłam się z główną bohaterką. Po odnalezieniu się w świecie Kate zaczęłam zwracać większą uwagę na postacie. W tym właśnie pełną werwy i charakteru Daniels. Oczywiście autorzy nie zapomnieli o innych postaciach, które przewijały się w trakcie przygód. Niestety oni już nie skradli mi tak serca. Mam nadzieję, że kolejne części bardziej przekonają mnie do bohaterów.
Język autorów nie raz był trochę sztywny i bez polotu. Długo nie mogłam się przyzwyczaić do niepotrzebnie długich opisów. Jednak na plus wypadały dialogi, które może nie były wielce odkrywcze, ale za to miło się je czytało.

Książka ta jest typową powieścią postapo z domieszką fantastyki. Bardzo dobrze wpasowuje się do obecnie pasującej mody. Nie mniej, nie jest ona powieścią odkrywczą, czy całkowicie zaskakującą. Czytelnik z pewnością spędzi miły razem z Kate Daniels. Mam nadzieję, iż kolejne części ukażą większy potencjał tej serii i pomysłów autorów.

Moja ocena
7/10

Za poznanie tej książki serdecznie dziękuję Fabryce słów.
Znalezione obrazy dla zapytania fabryka slow logo

5 urodziny bloga & konkurs

Dokładnie 5 lat temu na blogu pojawił się pierwszy post.


Wydaje mi się, jakby od tego czasu minęły najwyżej dwa lata. Jednak czas nieubłaganie płynie i takim oto sposobem, dzisiaj blog świętuje swoje 5 urodziny. To naprawdę niesamowite, że tyle czasu udało mi się wytrwać na blogu, który był założony pod wpływem impulsu.
Starsi czytelnicy zapewne mogą kojarzyć, że Niezapomniany czas został założony przez dwie osoby, mianowicie mnie i Owcę. Niestety z biegiem czasu Owca postanowiła zrezygnować z prowadzenia bloga. Nadal możecie zobaczyć opis współtwórczyni bloga w zakładce "O Nas".

Tak czy inaczej, w ciągu 5 lat wiele się zmieniło. Blog ma fp, a także od pewnego czasu również instagrama. Broniłam się przed Fb oraz IG rękami i nogami. Jednak w końcu uznałam, iż może być to dobra reklama. Takim oto sposobem wkręciłam się w robienie zdjęć. Co ważniejsze, w ciągu tylu lat miałam okazję współpracować z różnymi wydawnictwami, księgarniami, blogiami, a także autorami.

Oczywiście dołączając do blogosfery, nie myślałam, że kiedykolwiek uda mi się współpracować z kimkolwiek. Dlatego też dostając pierwszą propozycję współpracy, byłam w siódmym niebie. W ciągu tych kilku lat udało mi się przeczytać mnóstwo książek. Nie tylko dzięki nawiązaniu współprac, ale także dzięki temu, że czytałam recenzje innych blogerów. Gdyby nie blog zapewne nigdy nie przeczytałabym tylu niesamowitych, odmiennych książek. Kiedyś byłam bardzo monotematyczna. Najlepszą serią  był Harry Potter, a każda inna powieść słaba. Dopiero teraz widzę, jak mój gust czytelniczy się ukształtował (mimo że nadal czytam fantastykę, a Harrego Potter'a uwielbiam).

Zapewne niektórzy zastanawiają się, jak wyglądają statystyki bloga? Bardzo rzadko zwracam na nie uwagę. Miło mi,gdy zaglądacie i zostawiacie komentarze, jednak blog jest moich hobby. Wychodzę z założenia, że gdybym zwracała uwagę na statystyki, nie czerpałabym takiej przyjemności z samego czytania książek.
Tak czy inaczej, w ciągu tych pięciu lat

Bloga odwiedziło - 156 284 osób
Zostawiliście  - 1576 komentarzy
Bloga obserwuje - 226 osób
Najchętniej odwiedzany post - Stosik listopadowy

Tak jak wspominałam wcześniej, blog miał wzloty i upadki. Najwięcej postów pojawiło się w ciągu pierwszego roku istnienia bloga. Niestety już w 2014, 2015 i 2016 roku ledwie on zipiał. Posty pojawiały się od święta. Najczęściej były to recenzje dla wydawnictw. Dopiero w 2017 roku pod wpływem impulsu (znowu) blog odżył i pierwszy raz od trzech lat ma najwięcej postów.

Co będzie w przyszłości? Trudno stwierdzić. Jak na razie blog działa, gdyż posty były przygotowywane w ciągu wakacji. Wiedziałam, że w klasie maturalnej czasu będzie bardzo mało. Dlatego też ubezpieczyłam się, jednak nie wiem, jak to będzie, gdy posty się skończą. Na razie, jednak nie jest to czas na takie tematy.

Po długich wywodach czas ogłosić konkurs z okazji 5 urodzin bloga!


Baner konkursowy
Regulamin konkursu:
  1. Organizatorką jest autorka bloga Niezapomniany czas.
  2. Nagrodami jest Żniwiarz. Pusta noc oraz Prawdodziejka.
  3. Rozdanie trwa od 15.12.2017 do 19.01.2018 do godziny 23:59. Późniejsze zgłoszenia nie będą brane pod uwagę.
  4. Jedna osoba ma możliwość wybrania jednej książki.
  5. Baner konkursowy/link do rozdania należy udostępnić na blogu/fb/Google+/instagramie.
  6. Warunkiem uczestnictwa jest obserwowanie bloga i/lub polubienie fb/instagrama.
  7. Osoby biorące udział w konkursie muszą mieć adres korespondencyjny na terenie Polski.
  8. Polubienie fp lub obserwowanie instagrama daje dodatkowy los. 
  9. Zwycięscy zostaną wylosowani w ciągu 7 dni od zakończenia konkursu. Informacje o wygranej będzie podana poprzez e-mail. W razie braku odpowiedzi zwrotnej w ciągu 5 dni, zostanie wylosowany nowy zwycięzca.
  10. W razie ilości zgłoszeń mniejszej niż 20 rozdanie wygrywa jedna osoba.
  11. Zastrzegam możliwość zmiany regulaminu w czasie trwania konkursu.
Wzór zgłoszenia

1. Tytuł wybranej książki: 
2. Udostępnione na: (tutaj wystarczy informacja czy zostało udostępnione na fb/blogu/...)
3. E-mail:
4. Obserwuję bloga jako:
5. Lubię na FB/instagramie jako:

Mam nadzieję, że wszystko będzie jasne. W razie jakichkolwiek pytań proszę śmiało pisać pytania pod tym postem. 


Takim oto miłym akcentem kończę ten post. Życzę powodzenia!

185. Pieśń jutra

Okładka książki Pieśń jutraPo krwawych i brutalnych walkach Paige Mahoney zyskała niebezpieczną pozycję. Została wybrana Zwierzchniczką. Pod rządami ma teraz całą populację londyńskich kryminalistów. 
Wystąpiła przeciwko Jaxonowi Hallowi. Narobiła sobie żądnych krwi wrogów, z których każdy czeka na jej najmniejszy błąd. Teraz zadanie ustabilizowania sytuacji w podzielonym podziemiu będzie prawdziwym wyzwaniem.
Panowanie Paige może szybko dobiec końca. Wszystko przez wprowadzenie Senshield, śmiertelnej technologii, która przyniesie zgubę społeczności jasnowidzów i… całemu światu, jaki znają.


Tytuł: Pieśń jutra
Tytuł oryginału: The Song Rising
Autor: Samantha Shannon
Wydawnictwo: SQN
Cykl: Czas Żniw
Tom: III
Tłumacz: Regina Kołek

֦Odnalazłam go w sposób, w jaki odnajduje się na mapie niegdyś dobrze znaną ścieżkę, gdy goni się za znajomym, i przypomina się sobie to, co zostało zapomniane.ˮ

Seria Samanthy Shannon czekała kilka lat na mojej półce. Pewnego dnia jednak się przemogłam i w końcu mogę powiedzieć, że jestem na bieżąco. Pierwszy tom był ciekawy, drugi był rewelacyjny, za to trzeci... zdecydowanie do mnie nie trafił. Pieśń jutra podobnie, jak dwie poprzednie części jest utrzymywana w zupełnie innych klimatach. Najpierw czytelnik poznawał obóz karny, któremu towarzyszył niepokój, zagubienie i strach. Zakon mimów zapewniał poznanie społeczności jasnowidzów oraz Londynu. Tam zdecydowanie można było odczuć walkę o władzę, jak i jedyny w swoim rodzaju klimat, który towarzyszył "odmieńcom". Pieśń jutra za to jest kompletną niewiadomą. Nic nie jest w niej pewne i wszystko się zmienia. Jednak zacznijmy od początku.

Paige po trudnych walkach zostaje Zwierzchniczką. Dzięki temu ma możliwości, o których marzyła i siłę, by stanąć przeciwko swoim wrogom. Jednak na społeczność jasnowidzów kładzie się blady strach związany z Tarczą Czuciową. Ta nowa technologia ma możliwości wykrywania "odmieńców". Paige za wszelką cenę chcę zlikwidować nowe zagrożenie, które może zakończyć życie jasnowidzów raz na zawsze. Wspierana przez swoich dowódców, przyjaciół i Naczelnika szuka możliwości, aby zapobiec działaniu nowej broni.

֦Nigdy nie dopuszczaj do siebie myśli, że powinnaś zamilknąć.ˮ

Z jednej strony powinnam się cieszyć, że autorka potrafi zaskakiwać. Ponieważ nigdy nie wyobrażałam sobie takiej fabuły, jaka została zaserwowana w tym tomie. Podejrzewałam, iż wzmianki o nowej broni przeciwko jasnowidzom, nie są rzucane na wiatr, jednak nie sądziłam, że rozrośnie się ona na tak ogromną skalę. Nie mówiąc już o tym, że zajmie ona cały trzeci tom. Nie ma co ukrywać. Pieśń jutra krąży wokół jednego tematu i jednego celu. Z tego też powodu trzeci tom nie przypadł mi do gustu. Nie powiem, że był on zły, bo wbrew pozorom był znakomity. Jednakże główna linia fabularna mnie rozczarowała i nie zachwyciła.
Kolejnym powodem, dla którego uważam Pieśń jutra za najsłabszą część, jest panujący w powieści klimat. W Czasie żniw kolonia karna była ciekawym i odważnym pomysłem, biorąc pod uwagę fakt, iż była to część rozpoczynająca cykl. Jednak to właśnie dzięki Zakonowi Mimów doceniłam wyobraźnie autorki i zobaczyłam prawdziwe społeczeństwo jasnowidzów. Mim-królowie, faworyci, szary rynek, walka o dominacje. Dopiero wtedy poczułam intrygujący oraz oryginalny klimat. Dlatego miałam ogromną nadzieję, że autorka będzie kontynuować go w kolejnych częściach. Jednak już od połowy Pieśni jutra znikał on i został zastąpiony czymś nowym. Zdecydowanie nowe rozwiązanie nie przypadło mi do gustu. Czułam, że oryginalny klimat, który był obecny w poprzedniej części i nierozerwalnie związany z jasnowidzami, został utracony. Ze względu na kierunek, w jakim idzie ten cykl, było to z pewnością nieuniknione. Jednakże nie zmienia to faktu, że brakowało mi go i zapewne w kolejnej części się to nie zmieni.

Paige zdecydowanie zasługuje na sympatię czytelnika. Młoda kobieta nie ma łatwego zadania. Będąc nową Zwierzchniczką, ma rolę, do której nie była nigdy nieprzygotowana. Pomimo tego, uważam, że doskonale daje sobie radę. Autorka kreuje postać silną i zdecydowaną. Nawet jeśli popełnia ona błędy, bierze odpowiedzialność za nie i łatwo się nie poddaje. Z każdym kolejnym tomem coraz bardziej zżywam się z Paige i wraz z nią przeżywam wszystkie wydarzenia. Mam nadzieję, że kolejne części jedynie bardziej rozwiną jej charakter, bym mogła z ręką na sercu powiedzieć, iż nigdy mnie nie rozczarowała.
Tak jak główna bohaterka jest wyrazistą i pełną życia postacią, tak Naczelnik jest jej przeciwieństwem. Moja opinia o nim nie uległa zmianie. Nadal pozostaje milczącym, nieodgadnionym dodatkiem od Paige. Ćma byłaby bardziej intrygująca niż on. Mogę jedynie liczyć, że w kolejnym tomie autorka w końcu nada mu jakieś cechy charakteru.
Postacie drugoplanowe są lepiej wykreowani niż Naczelnik. Mówię o Elizie, Nicku, Mari i wielu innych. Każdy z nich ma wyjątkowy charakter i ani przez chwilę nie wydają się papierowi.

֦Już raz powstałaś z popiołów. Jedynym sposobem na przeżycie jest wiara, że tym razem też ci się uda.ˮ

Autorka wysoko stawia sobie poprzeczkę w tej części. Z każdym kolejnym wydarzeniem czytelnik oczekuje czegoś więcej i więcej. Jak na razie widać, że pisarka wykorzystuje potencjał innych państw. Jak do tej pory jasnowidzenie było przedstawiane jedynie na terenach londyńskich. Fabuła trzeciego tomu pozwala na poznanie ich również na innych ziemiach. Czytelnik otrzymuje obraz społeczności, która nie funkcjonuje jedynie w pierwotnym mieście przygód Paige. Co więcej, kolejna część pozwoli nawet jeszcze lepiej poznać jasnowidzów w nowym miejscu.

Pieśń jutra jest dobrą książką i ciekawą kontynuacją. Autorka podeszła do tego tomu w zupełnie inny sposób niż się spodziewałam. Cały czas rozwija pomysł na ten cykl, wykorzystując jej potencjał całkowicie. Dba również, aby czytelnik nie nudził się podczas lektury i cały czas zapewnia nowe zwroty akcji. Pomimo wszystkich plusów, sama nie wczułam się całkowicie w klimat Pieśni jutra. Mimo że, jest naprawdę znakomitą kontynuacją Śniącego wędrowca, mi do końca nie przypadł do gustu. Tak czy inaczej, czekam na dalsze części przygód Paige i Naczelnika.

Czas żniw |  Zakon mimów | Pieśń jutra

Moja ocena
7+/10

184. Żółwie aż do końca

Okładka książki Żółwie aż do końca
Szesnastoletniej Azie do głowy by nie przyszło, że będzie prowadzić śledztwo w sprawie tajemniczego zniknięcia miliardera Russella Picketta. Jest jednak sto tysięcy dolarów nagrody do zgarnięcia, no i jej Najlepsza i Najbardziej Nieustraszona Przyjaciółka Daisy bardzo chce rozwiązać tę zagadkę!

Dziewczyny wspólnie próbują dotrzeć do Davisa, syna miliardera, którego Aza poznała kiedyś na letnim obozie. Na pozór niewiele ich dzieli, ale tak naprawdę jest to przepaść.

Aza się stara. Stara się być dobrą córką, dobrą przyjaciółką, dobrą uczennicą, a nawet detektywem, jednocześnie zmagając się z obezwładniającymi lękami i dręczącymi myślami, których spirala coraz bardziej się zacieśnia.


Tytuł: Żółwie aż do końca
Tytuł oryginału: Turtles all the way down
Autor: John Green
Wydawnictwo: Bukowy Las
Tłumacz: Iwona Michałowska-Gabrych

Zaczynałam jednak rozumieć, że życie to nie tyle twoja opowieść, co opowieść o tobie.

Z reguły trzymam się z dala od książek obyczajowych. Bardzo rzadko czytam powieści z tego gatunku, gdyż najzwyczajniej w świecie nudzą mnie one. Preferuję bardziej żywe przygody z mnóstwem zwrotów akcji. Niemniej jednak jest pewien autor, którego historie są niezwykle piękne, mądre oraz jedyne w swoim rodzaju. Oczywiście chodzi o Johna Greena. Jak do tej pory udało mi się przeczytać Gwiazd naszych wina i Papierowe miasta. Mimo że czytałam te powieści kilka lat temu, to nadal pamiętam, jak duże wrażenie na mnie wywarły. W końcu po długim okresie przerwy od twórczości Greena sięgnęłam po jego najnowszą książkę, której tytuł jak zawsze był owiany nutką tajemnicy.

Aza Holmes jest dziewczyną, która zdecydowanie różni się od swoich rówieśników. Zmaga się ona z zaburzeniami obsesyjno-kompulsywnymi. Choroba ta nie pozwala jej żyć normalnie, gdyż odbiera jej radość życia. Dziewczyna ma tylko jedną, bliską przyjaciółkę - Daisy. Pomimo tak długiej przyjaźni z nią, nadal mają pomiędzy sobą mur. Życie Azy zapewne toczyłoby się bez żadnych niezwykłych przygód, gdyby nie zniknięcie miliardera. Za namową  przyjaciółki, Aza postanawia uczestniczyć w amatorskim śledztwie Daisy. Pomóc ma w tym syn zaginionego - David, który niegdyś był blisko z Azą.


Najlepsze w nauce jest właśnie to, że w miarę uczenia się tak naprawdę nie otrzymuje się odpowiedzi, tylko coraz lepsze pytania.

Czytanie książek Johna Greena jest niezwykłe. Pierwotny zarys fabuły przedstawiony na okładce książki jest zaledwie nakreśleniem ogólnej sytuacji. Dopiero zagłębiając w historii, widać, że autor kreuje zupełnie inny obraz. Obraz, który jest znacznie bardziej skomplikowany. Co więcej, za każdym razem John Green mierzy się z innym problemem, który dotyka zwykłych ludzi. W przypadku Gwiazd naszych wina była to choroba, w Papierowych miastach szukanie własnego ja, a w Żółwiach aż do końca zmierzenie się z własnym umysłem.
Autor w najnowszej powieści przedstawia historię osoby z zaburzeniami obsesyjno-kompulsywnymi. I tak jak w poprzednich swoich książkach John Green przedstawia temat niełatwy, który opisuje po mistrzowsku. Pisarz potrafi opisywać walkę, jaka toczy się w głowie bohaterki. Jednak co ważniejsze, potrafi to przekazać czytelnikowi. Laikowi, który być może nigdy się nie spotkał z takim tematem, a dzięki tej książce zrozumie problemy oraz myśli, z jakimi musi się zmierzyć osoba z takimi zaburzeniami.

Główna historia miała przedstawiać śledztwo na temat miliardera. Na początku sądziłam, że autor stworzy z bohaterek Sherlocka w spódnicy. Aczkolwiek postaciom daleko było do detektywów, a fabule do kryminału. Wątek z szukaniem poszlak został zepchnięty na dalszy plan i to prawie od samego początku. Moim zdaniem brak takiej akcji nie miał złego wpływu na książkę. Wbrew pozorom bardzo dobrze czytało mi się o zwykłych życiu Azy, nie wypełnionym żadnymi nieprawdopodobnymi wydarzeniami.
Bohaterowie książki są postaciami żywymi, których losy dotykają czytelnika. Moja ulubioną postacią była główna bohaterka. Zaciekawiła mnie ona od samego początku. Nie tylko ze względu na nerwicę natręctw, ale przede wszystkim na swój charakter. Nie udawała ona filozofa. Jej wypowiedzi dawały za każdym razem do myślenia czytelnikowi. Inne postacie były równie niesztampowe i prawdziwe.
Autor w każdej ze swojej książek zaskakuje. W tym przypadku jednak nie ograniczył się tylko do niezwykłej fabuły, ale także zakończenia. Wcześniejsze przeczytane przeze mnie pozycje miały finał, który łapał za serce, jednocześnie pozostawiając pewne sprawy niewyjaśnione. W przypadku Żółwi aż do końca przedostatnia strona daje czytelnikowi wiele odpowiedzi odnoszących się do wydarzeń, których nie miałby okazji poznać. Bardzo się cieszę, gdyż nie muszę sama tworzyć zakończenia historii Azy, tylko miałam je klarownie przedstawione.

„Bynajmniej Holmesy. Sama wybierasz swoje zakończenia i rozpoczęcia. Wybierasz ramę, wiesz? Może nie wybierasz tego, co będzie na obrazku, ale ramę tak.”

Żółwie aż do końca nie są lekturą, o której łatwo się zapomni. John Green porusza temat trudny, ale jednocześnie ciekawy. Dzięki swojemu talentowi autor umie przekazać czytelnikowi najbardziej skomplikowane sprawy. Książka ta, podobnie zresztą jak poprzednie pozycje pisarza, daje wiele do myślenia. Oprócz spędzania miłego czasu podczas czytania powieści, czytelnik uczy się i poznaje świat z innej strony, dzięki historii autora.

Moja ocena
9-/10

Za możliwość przeczytania Żółwi aż do końca serdecznie dziękuję wydawnictwu Bukowy Las.
Znalezione obrazy dla zapytania bukowy las

183. Buntowniczka z pustyni

Okładka książki Buntowniczka z pustyniBezkresne piaski pustyni przemierzają tajemnicze bestie, w których żyłach płynie czysty ogień. Krążą pogłoski, że istnieją jeszcze takie miejsca, w których dżiny wciąż parają się czarami. Lud Miraji coraz mocniej występuje przeciwko tyranii Sułtana. Każda noc pośród wydm pełna jest niebezpieczeństw i magii. Jednak osada Dustwalk nie jest ani magiczna, ani mistyczna – to zabita deskami dziura, którą nastoletnia Amani pragnie opuścić przy najbliższej okazji.

Buntowniczka wierzy, że dzięki talentowi w posługiwaniu się bronią, uda jej się uciec spod opieki despotycznego wuja. Podczas zawodów strzeleckich poznaje Jina – tajemniczego i przystojnego cudzoziemca, który może jej pomóc w realizacji planów. Amani nie przepuszcza jednak, że jedna, ryzykowana decyzja, sprawi, że będzie musiała uciekać przed armią Sułtana, ramię w ramię ze zbiegiem oskarżonym o zdradę stanu.


Tytuł: Buntowniczka z pustyni
Tytuł oryginału: Rebel of the Sands
Autor: Alwyn Hamilton
Wydawnictwo: Czwarta Strona
Seria: Buntowniczka z pustyni
Tom: I
Tłumacz: Agnieszka Kalus

Jakiś czas temu na rynku wydawniczym pojawiły się pozycje, których akcja dzieje w gorącym, pustynnym klimacie.
Jedną z nich jest Gniew i świt. Oczarował mnie on swoim klimatem i obecnie czekam na ciąg dalszy. Następnie postanowiłam poznać Buntowniczkę z pustyni, z którą się ociągałam długi czas. Przymierzałam się do niej kilka razy, jednak zasłyszane opinie, wręcz obrzydziły mi tę historię. Słyszałam, iż jest ona niskich lotów oraz nie czaruje swoim pustynnym klimatem. W końcu na własnej skórze postanowiłam się o tym przekonać i bardzo dobrze zrobiłam.

Amani żyje w dziurze zabitej deskami. I to dosłownie. Nie ma tam żadnej przyszłości, nie licząc, że wyjdzie za mąż z obowiązku. Gdy dziewczyna przez przypadek słyszy plany swojego wujka, który chce ją wziąć za żonę, przelewa się szala goryczy. Za wszelką cenę Amani natychmiast postanawia uciec. Chcąc zarobić pieniądze na ucieczkę postanawia wziąć udział w konkursie strzeleckim. Podczas turnieju poznaje tajemniczego obcokrajowca. Jednak nim zdążą się bliżej poznać, każdy idzie we własną stronę. Nie mija wiele czasu, gdy oboje znowu się spotykają, akurat gdy chłopak ucieka przed strażą. Amani widzi w nim szansę na pomoc w ucieczce. Tym oto sposobem losy Jina i młodej dziewczyny splatają się w najmniej oczekiwanym momencie. 

Opis książki nie za wiele mówi. Przedstawia tylko dziewczynę, która chce uciec ze swojego świata i tajemniczego chłopaka, który ma jej to umożliwić. Pierwsze rozdziały przedstawiały płytką historię. Jednak dopiero dalsze strony ujawniają znacznie ciekawszą powieść, przy której nie można ani na chwilę się nudzić. Dlaczego tak uważam? Autorka stworzyła żywy oraz pełen barw świat. On jest podstawą całej historii i właśnie on sprawia, że Buntowniczka z pustyni jest intrygującą i pełną niespodzianek lekturą.
Bardzo mi przypadł do gustu klimat powieści. Oczywiście od samego początku, aż do ostatniej strony towarzyszy czytelnikowi gorący, pustynny klimat. Moim zdaniem jest on bardzo dobrze oddany. Podczas przemierzania bezkresnych wydm, nie raz można poczuć piasek na skórze.

Przez większą część powieści czytelnik towarzyszy przede wszystkim Amani oraz Jinowi. Dziewczyna jest postacią, która bez większych problemów przypadnie do gustu czytelnikowi. Przebiegła, silna oraz pewna siebie bohaterka będzie idealną towarzyszką podczas przygód. Nie da się eównież ukryć, że z wielką przyjemnością śledzi się jej losy i kibicuje na każdym kroku.
Tajemniczy obcokrajowiec nie jest daleki od ideału. Jin jest czarującym oraz charyzmatycznym bohaterem.

Tak jak wspominałam wcześniej największym plusem tej powieści jest świat. Pełen tajemniczych, starych istot czaruje od pierwszej strony. Każda informacja o magicznych stworach była na wagę złota. Czytelnik z kolejnymi stronami powieści, coraz bardziej wciąga się w świat Buntowniczki z pustyni.
Akcja książki jest bardzo dynamiczna. Nigdy tak naprawdę nie wiadomo co czyha za rogiem, z czym będą musieli zmierzyć się bohaterowie. Cała historia jest jedną, wielką niewiadomą. Niczego nie można z góry zakładać, gdyż niczego nie można przewidzieć w stu procentach.  

Buntowniczka z pustyni okazała się niesamowitą przygodą na pustyni wśród mistycznych stworów. Autorka prawie od samego początku czaruje czytelnika intrygującą historią ze wspaniałymi bohaterami. Teraz jedynie muszę sięgnąć po drugą część, by ponownie przenieść się na mgaiczną pustynię.

Moja ocena
8/10

Buntowniczka z pustyni | Zdrajca tronu | Hero at the Fall

182. Królestwo kanciarzy

Znalezione obrazy dla zapytania królestwo kanciarzyKaz Brekker i jego ekipa dopiero co przeprowadzili skok przekraczający najśmielsze wyobrażenia. Zamiast jednak dzielić sowite zyski, muszą walczyć o życie. Zostali wystawieni do wiatru i poważnie osłabieni; dokucza im brak funduszy, sprzymierzeńców i nadziei.

Na ulicach miasta trwa wojna. Wzajemna lojalność w obrębie ekipy – i tak już krucha i wątpliwa – zostaje wystawiona na ciężką próbę. Kaz i jego ludzie muszą się postarać, żeby znaleźć się po stronie zwycięzców. Bez względu na koszty.


Tytuł: Królestwo kanciarzy
Tytuł oryginału: Crooked Kingdom
Autor: Leigh Bardugo
Wydawnictwo: Mag
Seria: Szóstka wron
Tom: II
Tłumacz: Wojciech Szypuła

,,Żadnych żałobników. Żadnych pogrzebów.ˮ

Dawno nie miałam okazji czytać powieści o złodziejach, oszustach i zbrodniarzach. Dlatego też ,,Szóstka wronˮ, była jedną z pozycji, która zapewniła mi zupełnie inne przygody niż zwykle. Pokochałam historię oraz bohaterów wykreowanych przez autorkę. Ze zniecierpliwieniem oczekiwałam kontynuacji, która była praktycznie potrzebna od zaraz po przeczytaniu pierwszego tomu. Przez kilka tygodni sprawdzałam księgarnię, by móc kupić tę książkę jeszcze w przedsprzedaży. Moje szczęście było przeogromne, gdy w końcu dostałam tę powieść do ręki, by poznać dalsze losy moich ukochanych bohaterów.

Po włamaniu się do więzienia, do którego nikt się nie włamał. Po wykradnięciu najlepiej strzeżonego więźnia. Po wydostaniu się z potrzasku, gdzie zewsząd otaczali ich wrogowie, Kaz ze swoją ekipą mieli być najbogatszymi mieszkańcami Ketterdamu. Jednak zamiast pływać w złocie, młoda drużyna po raz kolejny wykorzystać swoje umiejętności, by odebrać zapłatę oraz Inej. Nie mając innego wyboru Kaz i reszta muszą zaryzykować życie w kolejnej grze, gdzie toczą się losy ich przyszłości.

,,- Panie Brekker... A może po prostu Kaz, jeśli pan pozwoli? Moja sytuacja jest delikatna. Jestem królem kraju, którego skarbiec zieje pustką i któremu ze wszystkich stron zagrażają wrogowie. Ba, istnieją także siły wewnętrzne, które mogą wykorzystać moją nieobecność i podjąć próbę przejęcia władzy.
- Sugerujesz, że świetnie nadałbyś się na zakładnika.ˮ

Recenzje drugiej części, jak i każdej kolejnej, są bardzo trudne. Mowa o takich, gdzie tomy trzymają dobry poziom poprzednich i trudno doszukać się w nich wad. Podobnie jest z Królestwem kanciarzy. Bardzo przypomina on pierwszą część. Jest równie znakomity, co ,,Szóstka wronˮ i brak w nim minusów. Aczkolwiek należy wziąć pod uwagę fakt, iż jest to ostatnie spotkanie z bohaterami. Autorka wspominała, że w przyszłości może wróci do niektórych postaci, jednak nie ma co liczyć na najbliższą przyszłość. Dlatego też czytelnik należycie powinien pożegnać postacie w tym tomie, poznając finał ich przygód.

Główną zaletą serii ,,Szóstki wronˮ jest intrygująca fabuła, która trzyma w napięciu do ostatnich stron. Zarówno w pierwszej, jak i w drugiej części autorka zadbała, by czytelnik cały czas odczuwał niepokój o los swoich ukochanych bohaterów. Ponieważ nic nigdy nie jest pewne w tej powieści. Za każdym razem widać niebezpieczeństwo za rogiem, które może skończyć się tragicznie. Jednak to jest tylko jedna strona medalu. Za to z drugiej strony medalu nie można zapomnieć o geniuszu postaci. Przez co w tej samej chwili drży się ze strachu o życie bohaterów i ze zniecierpliwieniem oczekuje czasu, gdy wszystkich zrobią na szaro.


,,Przyszedłbym po ciebie. Przyszedłbym. A gdybym już nie mógł chodzić, przyczołgałbym się do ciebie i choćbyśmy nie wiem jak bardzo byli połamani, razem wywalczylibyśmy sobie drogę na wolność, z nożem w zębach i pistoletem w garści. Bo tacy właśnie jesteśmy. Zawsze walczymy do końca.ˮ

Bohaterowie są jednym z większych plusów obu części. Wszystkie przedstawione postacie są niesamowite żywe, nie są jedynie pustymi, papierowymi osobowościami. Mają charakter, który nie raz "wychodzi" na wierzch podczas powieści. Tym samym czytelnik utwierdza się w przekonaniu, że niczego im nie brakuje. Mają zarówno wady, jak i zalety, dzięki czemu bez problemu można wczuć się w nich i poznać ich na wylot.
Oczywiście pierwsze miejsce na podium zajmuje Kaz. Tę postać pokochałam całym sercem i mam nadzieję, że w przyszłości autorka zawrze kolejne jego losy w innej serii. No bo jak można nie polubić oszusta, którego geniusz przechodzi sam siebie. Nie raz nie mogłam uwierzyć, jak potrafi on lawirować, wymyślać i kombinować.
Reszta bohaterów wcale nie odstaje od wspaniałego Kaza. Szczególnie, że w tej części autorka dała reszcie postaci większe pole do popisu. Dzięki czemu czytelnik poznaje jeszcze lepiej ich charaktery, które do tej pory były przyćmione przez główną wronę.

Autorka mimo tego, że osadziła akcję w świecie girszów, który wykreowała na potrzeby poprzedniej serii, to nie osiada na laurach. Ponieważ Ketterdam tętni życiem złodziei i oszustów. Pisarka stworzyła całkiem nową lokalizację, do której nie raz jeszcze chciałabym wrócić. Mimo że, jest pełne niebezpieczeństw i przemocy, to oczarowuje czytelnika swoją tajemniczością i zapowiedzią niesamowitej przygody.
W poprzedniej części nie zwracałam uwagę na wiek bohaterów. Jednak w tej stwierdziłam, że autorka mogła bez problemu podnieść ich lata, ponieważ byłoby to realniejsze. Trudno uwierzyć, iż są oni jedynie nastolatkami.
Jest tylko jedna rzecz, której nie mogę wybaczyć autorce. Podczas "Królestwa kanciarzy" pojawia się spojler dotyczący zakończenia poprzedniej serii. Czytając inną recenzję, zanim jeszcze zaczęłam drugą część ,,Szóstki wronˮ, słyszałam o tym, jednak nie sądziłam, że to będzie spojler taki rozmiarów. Niestety osoby, które zaczęły poprzednią trylogię, a jej nie skończyły, zdecydowanie powinny, przed rozpoczęciem przygód Kaza i reszty.


,,-Czy nikt z was nie zastanawiał sie nad tym, co zrobiłem z pieniędzmi od Pekki Rollinsa? (...) Jak myślicie, na co wydałem tę kasę?

-Na broń? - spytał Jesper. 

-Statki? - zasugerowała inej. 

-Bomby? - podsunął Wylan. 

-Łapówki dla polityków? - strzeliła Nina. 

Wszyscy spojrzeli na Matthiasa. 
-To jest ta chwila - szepnęła Nina - w której mówisz nam, jacy jesteśmy okropni.
Matthias wzruszył ramionami. 

-Kiedy to wszystko są bardzo rozsądne pomysły...- odparł ˮ

,,Królestwo kanciarzˮ trzyma poziom poprzedniej części. Mogę nawet stwierdzić, że druga część była minimalnie lepsza. Jednakże cała seria zasługuje na uwagę czytelników, ponieważ historia stworzona przez autorkę jest intrygująca i wciągająca. Trudno znaleźć drugą taką trylogię, dlatego z pewnością zapewni ona niesamowite przygody.

Moja ocena
9/10

Szóstka wron | Królestwo Kanciarzy

LBA

KarolaaaLola z bloga Book Case Lover nominowała nas do LBA. Serdecznie za to dziękujemy! Niestety ze względu na nawał obowiązków, jakie w ostatnim czasie spadły na Owcę, tylko ja będę odpowiadała na zadane pytania. Zacznijmy! :)

1. Oglądasz jakie seriale? Jeśli tak to jakie?
Obecnie próbuję skończyć ,,Starnger thingsˮ i ,,ˮ. Niestety opornie mi idzie. Jak do tej pory udało mi się obejrzeć jedynie ,,Sherlockaˮ do końca, którego swoją drogą uwielbiam.
2. Wolisz okładki filmowe czy oryginalne?

Zdecydowanie preferuję okładki oryginalne. Jakoś nigdy żadna filmowa nie przypadła mi do gustu.
3. Ile czasu poświęcasz na prowadzenie bloga i bookstagrama?

Na bloga poświęcam około 3 h tygodniowo, podczas gdy na bookstagrama niecałą 1 h tygodniowo. 
4. Ulubiony gatunek książkowy?(Fantasy, romans itd.)

Najbardziej lubię fantastykę.
5. Polscy czy zagraniczni autorzy?

Jedni i drudzy, chociaż zdecydowanie więcej książek czytam od zagranicznych autorów.
6. Ile książek masz w swojej biblioteczce?

Według informacji na lc mam około 188 książek, chociaż ja sama nie widzę, aż tylu. :)
7. Czy widzisz swoją przyszłość związaną z książkami?

Nie sądzę, by moja przyszłość była związana z książkami. Zdecydowanie nie wybrałam odpowiedniego profilu klasy do takich planów.
8. Lubisz czytać biografię?

Nigdy nie czytałam żadnej biografii, jednak nie sądzę by przypadła mi jakakolwiek do gustu.
9. Jaki kolor okładek dominuje w twojej biblioteczce?

Na oko powiedziałabym, że dominują białe i czarne.
10. Lubisz pożyczać komuś książki czy jednak niekoniecznie?

Lubię, jednak osobom, które wiem, że nie zniszczą ich i oddadzą w rozsądnym czasie, a nie będą przetrzymywać ich dwa lata.

Nominuję:
Zabookowany świat Pauliny
Adventure in the library


  1. Wolisz e-book czy papierową książkę?
  2. Wolisz prowadzić bloga czy bookstagram?
  3. Dlaczego założyłaś bloga?
  4. Gdybyś mogła sprawić, że postać z książki przeniesie się do prawdziwego świata, kogo byś wybrała?
  5. Jaki jest tytuł Twojej pierwszej samodzielnie przeczytanej książki, którą kochasz po dziś dzień?
  6. Wolisz czytać czy pisać?
  7. Częściej wypożyczasz czy kupujesz książki?
  8. Jaką lekturę ze szkoły najbardziej cenisz i dlaczego?
  9. Lubisz długie czy krótkie rozdziały w książkach?
  10. Dlaczego lubisz prowadzić bloga?
To byłoby na tyle. Jeszcze raz dziękuję za nominację i nie mogę się doczekać odpowiedzi osób przeze mnie nominowanych. :)

Book haul

Minęło sporo od ostatniego stosika, który był na koniec wakacji. Dlatego też nadszedł czas na kolejne zdobycze książkowe. Nie jest ich tak dużo, jak ostatnio (szkoła zabiera mnóstwo czasu). Nie przedłużając zacznijmy.

Od dołu:

Nibynoc - zamówiłam tę książkę przedpremierowo w Empiku. Niestety jeszcze jej nie zaczęłam, aczkolwiek wygląda ona cudownie (nie wspominając, że zbiera same dobre recenzje).
Młody świat -od wydawnictwa Insignis. Od pewnego czasu czytam tę pozycję naprzemiennie z lekturami. Jeszcze nie skończyłam, ale zbliżam się powoli do finału. :)
Znak kości - od wydawnictwa Fabryka słów. Recenzję możecie przeczytać na blogu. Ogólnie bardzo polubiłam Mercy i nie mogę się doczekać, jej nowych przygód.
Wiedźma opiekunka - jest to zdecydowanie najlepsza książka z całego stosiku. Dawno nie czytałam tak genialnej, śmiesznej i kochanej powieści. Obecnie nawet jestem po trzeciej części, która spełniła wszystkie moje oczekiwania. Zatem jeżeli nie wiecie co czytać, to zdecydowanie polecam całą serię o Rednej 
Noc kupały i Żerca - kupiłam na promocji w Empiku, gdzie było 3 za 2. Do tej pory skończyłam jedynie Noc kupały, ale Żercę mam w najbliższych planach.

Niestety to by było na razie tylko z moich najnowszych zdobyczy. Niestety zapomniałam dołożyć jeszcze jednej książki. Mianowicie mowa o Dworze skrzydeł i zguby. Jednak nie chciało mi się ponownie wszystkiego rozkładać, dlatego uznałam, iż przy następnej okazji pokażę, tę cudowną książkę.

A Wam udało się ostatnio dorwać jaką ciekawą książkę?

181. Dwór skrzydeł i zguby

Okładka książki Dwór skrzydeł i zgubyFeyra powraca do Dworu Wiosny, zdeterminowana by zdobyć informacje o działaniach Tamlina oraz potężnego, złowrogiego króla Hybernii, który grozi, że rozgromi cały Prythian. Jednak by to osiągnąć, musi najpierw rozegrać śmiercionośną, przewrotną grę… Jeden poślizg może zniszczyć nie tylko Feyrę, ale też cały jej świat.
W obliczu wojny, która ogarnia wszystkich, Feyra znów musi decydować, komu może ufać i szukać sojuszników w najmniej oczekiwanych miejscach. Niebawem dwie armie zetrą się w krwawej, nierównej walce o władzę.


Tytuł: Dwór skrzydeł i zguby
Tytuł oryginał: A Court of Wings and Ruin
Autor: Sarah J. Maas
Wydawnictwo: Uroboros
Seria: Dwór cierni i róż
Tom: III


Feyra nie mając innego wyboru wraca na Dwór Wiosny razem z Tamlinem. Aczkolwiek nie już jako pionek w grze, ale jako gracz. Dziewczyna odgrywa rolę szpiega, który zbiera informacje o ruchach wroga. Jej zawiły i jednocześnie genialny plan przewiduje nie tylko odkrycie planów Hyberii, ale także pogrążenie dawnego ukochanego. Feyra osamotniona prowadzi niebezpieczną grę, a stawką w niej jest życie jej przyjaciół i całego świata. Jednakże tak łatwo złamać nowe wcielenie dziewczyny.

Na trzeci tom czekałam bardzo długo. Po skończeniu Dworu mgieł i furii nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Przez kilka dni kręciłam się wokół regału, spoglądając na tę książkę z uwielbieniem i jednocześnie ze złością. Jak można zostawić czytelnika w takim momencie? Przez drugą część Dworu cierni i róż nie byłam w stanie rozpocząć innej powieści, ponieważ nadal żyłam przygodami Feyre, Rhysa i pozostałych bohaterów. W głowie miałam tysiące scenariuszy, jak mogą potoczyć się ich dalsze losy. Gdy w końcu dorwałam tę książkę, przepadłam na niecałe dwa dni. Dokładnie po tym czasie z uśmiechem na twarzy i ze łzami szczęścia skończyłam ACOWAR, który był jednym słowem rewelacyjny.

Nie wiedziałam, w jaki sposób autorka zaplanuje akcję. Po skończeniu drugiej cześci ACOTAR'u w głowie miałam tysiące różnych scenariuszy. Począwszy od najgorszych z możliwych, aż do tych najlepszych. Oczywiście Sarah J. Maas całkowicie mnie zaskoczyła, Początek książki był spokojny... Chociaż właściwie nie jest to odpowiednie słowo dla tej powieści. Pierwsze kilka rozdziałów nie wrzucało czytelnika od razu w wir akcji, ale zapewniało niesamowite emocje. Powoli tkana akcja była przesiąknięta intrygami raz tajemnicami. Na każdym kroku czuło się na sobie oddech wroga i nigdy nie można było ani na chwilę odpocząć. Późniejsze strony jedynie zapewniły jeszcze więcej przygód, które spędzały sen z powiek. Nie raz nie mogłam odłożyć książki, ponieważ pojawiał się kolejny, i kolejny, i kolejny wątek.

Bohaterowie przeszli fenomenalną zmianę. Widać to było już w trakcie drugiej części. Największą przemianę oczywiście przeszła Feyra, którą wtedy pokochałam całym sercem. Jednak w tym tomie serce skradła mi nie tylko główna bohaterka, ale także Rhys, Mor, Azriel... W Dworze mgieł i furii uwielbiałam ich, a Rhysa praktycznie czciłam. Aczkolwiek Sarah J. Maas dopiero teraz w pełni odsłoniła ich charaktery. Z czym musieli i z czym muszą się zmierzyć, jakie są ich marzenia i obawy. Właśnie dzięki poznaniu ich od podszewki, stali się jeszcze bardziej wyraziści, prawdziwi oraz oryginalni.
Autorka przy okazji pokazała naturę człowieka (lub fae w zależności na kogo patrzymy). Uważam, że właśnie ten wątek sprawił, iż ta powieść jest taka niezwykła. Sarah J. Maas dodała realizmu, zwracając uwagę czytelnika na wady postaci, które mimo ran nadal potrafią odnaleźć dobroć. Jednocześnie nie umniejsza to zła, które kryje się w większym, bądź mniejszym stopniu w nich samych. Bohaterowie, stojąc przed wyborami są niejednokrotnie zmuszani do wybierania pomiędzy większym a mniejszym złem. Problemy natury etycznej pokazały mi, jak prawdziwe mogą być postacie na kartach powieści. Jak łatwo się z nimi utożsamić i zarazem pokochać.

Oczywiście oprócz Rhysa i całej jego gromadki, czekałam na Tamlina. Czemu miałabym z niecierpliwością oczekiwać na osobę, której nienawidzę? Po prostu skakałam z radości, wyobrażając sobie moment, kiedy to Feyra wbije mu nóż w plecy. Oczywiście nic nie mogłoby być takie proste z tą autorką. Gdzie tam... Sarah J Maas sprawiła, że moje marzenia finalnie spełzły na dalszy plan i czułam się zagubiona. Byłam zbita z pantałyku. Właśnie w takich momentach autorka udowodniła, że niczego nie można być pewnym. Nawet wypadku największego wroga.
Definitywnie mogę stwierdzić, iż ta książka jest zdecydowanie za krótka. Tak naprawdę mogłaby liczyć kolejne 800 stron i twierdzę, że byłaby ona nadal interesująca. Pierwszego dnia przeczytałam 550 stron i nawet nie wiedziałam, kiedy mi się to udało. Dosłownie przepadłam w tej powieści i nie mogłam się od niej oderwać.

Powyższe akapity jednak nie oddają w pełni, dlaczego ta książka jest taka cudowna (oczywiście sam Rhys jest powodem, dla którego powinno się przeczytać tę serię, ale o tym wszyscy wiedzą).
Autorka stworzyła świat, który rozwijał się w ciągu trzech części. Jest on barwny, niezwykły i po prostu piękny. Nie mogłabym oczekiwać od niego niczego więcej. Jednak najbardziej niezwykłe czekało mnie na końcu Dworu skrzydeł i zguby. Gdy przeczytałam ostatnie zdanie, chciałam ponownie wejść do tego świata, w którym pozostało jeszcze tyle do odkrycia. Czytelnik czuje, że Prynthian skrywa w sobie jeszcze wiele tajemnic. Mimo tego, iż on sam był zmuszony opuścić barwny świat, historie w nim nadal się toczą. Jednocześnie pojawiają się one perypetie, w których biorą udział ukochani bohaterowie. Prynthian żyje na kartach powieści i w głowach czytelnika. Właśnie w tym momencie Sarah J. Maas udowodniła, jak potrafi tworzy rzeczywistość. Rzeczywistość, której nikt nie chce opuszczać, by poznawać kolejne, niezwykłe przygody.

Czytałam już kilka opinii na temat ostatniej części ACOTAR'u i nie podzielam niektórych zdań innych czytelników. Uważam, że Dwór skrzydeł i zguby jest doskonały. Różni się od poprzednich części, jednak do tego wszyscy powinni się przyzwyczaić. Autorka za każdym razem zaskakuje czytelnika, aczkolwiek zawsze pozytywnie. Nie spodziewałam się, że akcja potoczy się w taki sposób, jednakże uważam, że wszystko było doskonałe i bardzo dobrze przemyślane. Oczywiście moje serce skradło zakończenie. Właśnie dla takich momentów, jak tamto warto czytać książki. Teraz jedynie oczekuję kolejnych, niezwykłych historii z Rhysem i Feyrą w roli głównej.

Moja ocena
10/10

Dwór cierni i róż | Dwór mgieł i furii | Dwór skrzydeł i zguby | ???

W następnym tygodniu pojawią się aż dwa posty. Jeden we wtorek, a drugi w sobotę. Serdecznie zapraszam o godzinie 18. :)

180. Dwór mgieł i furii

Znalezione obrazy dla zapytania dwór mgieł i furiiPo tym, jak Feyra ocaliła Prythian, mogłoby się wydawać, że baśń dobiega końca. Dziewczyna, bezpieczna i otoczona luksusem, przygotowuje się do poślubienia ukochanego Tamlina. Przed nią długie i szczęśliwe życie.
Sęk w tym, że Feyra nigdy nie chciała być księżniczką z bajki. Zresztą zupełnie nie nadaje się do tej roli. W snach wciąż powracają do niej wymyślne tortury Amaranthy i zbrodnia, którą popełniła, by się od nich uwolnić. Pragnący zapewnić jej bezpieczeńtwo Tamlin próbuje zamknąć Feyrę w złotej klatce. W jej nowym nieśmiertelnym ciele drzemią moce, których dziewczyna nie umie opanować. W dodatku o spłatę swojego długu upomina się największy wróg Tamlina - Rhysand, Książę Dworu Nocy. Zwabioną podstępem Feyrę raz w miesiącu okrywa mrok jego niebezpiecznego królestwa. To pewne, że władca ciemności będzie chciał wykorzystać ją do swoich celów. Chyba że... to nie Rhysand jest tym, kogo Feyra powinna się obawiać. Na Dworze Wiosny również bowiem nie jest bezpiecznie, a sam Tamlin ma przed ukochaną coraz więcej tajemnic. Czy rzeczywiście tylko po to, by ją chronić?
Gdy nad Prythian i krainę ludzi nadciąga widmo wojny tak groźnej jak żadna dotąd, Feyra musi zdecydować, komu może ufać. Stawką jest życie jej rodziny i losy całego świata. A w magicznym świecie fae przyjaciele potrafią być bardziej niebezpieczni niż wrogowie.


Tytuł: Dwór mgieł i furii
Tytuł oryginału: Court of Mist and Fury
Autor: Sarah J. Maas
Wydawnictwo: Uroboros
Seria: Dwór cierni i róż
Tom: II
Tłumacz: Jakub Radzimiński


,,Za tych, którzy spoglądają w gwiazdy i marzą, Rhys.ˮ

Sarah J. Maas ma na swoim koncie już kilka książek, które są kochane i uwielbiane przez czytelników na całym świecie. Pierwsza jej seria Szklany trony jest dla wielu strzałem w dziesiątkę. Sama jestem wielką fanką twórczości autorki. Do tej pory nie mogę się nadziwić, jak perfekcyjne przygody Celaeny zostały zaplanowane, sprawiając, że kolejne części nie są jedynie pustą opowiastką o zabójczyni.
Jednak ta recenzja, nie jest od tego, by rozpływać się nad Szklany tronem, a opowiedzieć o drugiej serii autorki, która nie ukrywając, jest równie dobra, a skuszę się nawet na końcu moich wywodów o inne słowo...
Mowa oczywiście o Dworze mgieł i furii. Niecierpliwie oczekiwanym, przez fanów twórczości pani Maas, drugim tomie Dworu cierni i róż. Pierwsza część opierała się na opowiedzeniu na nowo baśni o Pięknej i Bestii. Bardzo miło spędziłam czas podczas poznawania historii o Feyre i Tamlinu, jednak nie byłam, aż tak bardzo zakochana, jak w Szklanym tronie. O taka lekka opowiastka na wieczór. Dlatego też nie do końca rozumiałam, czemu autorka zaplanowała kontynuacje. Uważałam, że wszystko było wyjaśnione i wszelkie dalsze przygody, nie będą lepsze, niż te przedstawione w pierwszej części. Jednak teraz pojmuję, jak bardzo nie doceniłam autorki! Dwór cierni i róż okazał się jedynie preludium prawdziwej historii, która bezapelacyjnie skradła moje serce i zostawiła w świecie wykreowanym przez panią Maas.

Feyre wbrew oczekiwaniom pokonała Amaranthe w jej własnej grze. Pokonując wszelkie przeciwności losu, może w końcu odetchnąć u boku swojego ukochanego. Jednak życie nie jest wcale takie różowe, jakby się wydawało. Od dnia popełnienia największej możliwej zbrodni, dziewczynę dręczą koszmary i wyrzuty sumienia. Mimo świadomości uratowania całego kraju nie umie sobie wybaczyć. Tamlin widząc cały czas zagrożenia dla swojej ukochanej, z całej siły stara się ją trzymać na dworze, zamkniętą i pozostawioną ze swoimi myślami. Jednak nim dziewczyna ma uczynić najważniejszy krok w swoim życiu, sprawy się komplikują, gdyż pojawia się Rhysand żądając dotrzymania umowy, jaką zawarł pod górą z Feyre. Z początku wydaje się, że Książę Dworu Nocy okaże się mężczyzną ze wszystkich strasznych opowieści. Tymczasem nad Prythianem zbierają się kolejne czarne chmury, które mogą przynieść większe cierpienie, niż podczas rządów Amaranthy.


,,Kiedy spędzasz tak wiele czasu uwięziony w ciemności, 
Lucienie, odkrywasz, że ciemność zaczyna patrzeć na ciebie.ˮ

Wprowadzenie powinno już przedstawić, w jakim kierunku będzie zmierzała ta recenzja. Oprócz zachwalania wszystkiego i wszystkich nie raz będę mówiła o geniuszu i wyobraźni autorki. Dlatego moim wypocinom daleko do recenzji. Lepiej nazwać dzisiejszy post "Powody, dla których MUSISZ sięgnąć po Dwór mgieł i furii".

Na pierwszy ogień idzie fabuła, która okazała się jeszcze bardziej wciągająca, jeszcze bardziej magiczna i jeszcze bardziej wspaniała, niż dotychczas. Dwór cierni i róż był zaledwie zapowiedzią niezwykłych wydarzeń, które uświadczy w drugim tomie czytelnik. Mowa w tym wypadku o miłości, poświęceniu, wojnie, lojalności, braterstwie, przyjaźni..., a to dopiero początek listy. Autorka w tym opasłym tomie zawarła niesamowitą ilość różnorakich wątków, które czarują czytelnika od pierwszej strony. Niektóre są zaledwie wspomniane, inna bardziej rozbudowane, jednak wszystkie tworzą spójną całość. Czytelnicy, którzy już mieli okazje, przeczytać tę część wiedzą, jak wiele różnych sytuacji oraz wydarzeń pojawia się na przestrzeni prawie 800 stron. Pomimo ogromu akcji, zdarzenia nie przytłaczają czytelnika. Jedynie coraz bardziej wciągają go w świat Fae, tym samym sprawiając, że czytający nie odłoży tej książki na moment.

,,Ukląkł na tych gwiazdach i górach wytatuowanych na jego kolanach. Nie ukłoniłby się przed nikim i niczym... Poza swoją towarzyszką. Kimś równym jemu.ˮ

Jeżeli nadal opis fabuły nie zachęca Was do sięgnięcia po ten majstersztyk, może opis bohaterów przekona niedowiarków.
Feyre z początku mi się nie spodobała. Ba! Mówiłam przy okazji poprzedniej recenzji, że brakuje jej temperamentu, życia i tego "czegoś", tym samym nie przypadła mi ona do gustu. Jednak zmiana, jaką przeszła bohaterka była niesamowita. Feyre nie zmienia się jednak za pomocą czarodziejskiej różdżki. Postać otoczona nowymi osobami i biorąca udział w kolejnych wydarzeniach stopniowo przechodzi przemianę. Już w połowie powieści pokochałam "nową" wersję Feyre, aczkolwiek zakończenie, w którym pokazana jest ona w 100 procentach powaliło mnie. Nigdy chyba nie widziałam, żeby bohater tak się zmienił. Co więcej, nie raz wydawało mi się, że Feyre bez problemu mogłaby być człowiekiem z krwi i kości, a nie jedynie postacią literacką. Jej charakter nie ukazywał papierowego bohatera, a jedynie osobę, która mogłaby stać w tej chwili obok czytelnika i niczym się nie wyróżniać od prawdziwych ludzi.
Rhysand był jedną z niewielu postaci, które pokochałam od pierwszego wejrzenia. Jednak dopiero w tej części ukazał pełną osobowość. Jest zapewne jedną z najbardziej kochanych, wielbionych i mających własny piedestał postaci. Ja również dałam się zauroczyć tym bohaterem i uwielbiam go całym sercem. Bardzo dawno nie miałam styczności z tak pełnokrwistą postacią, która bezprecedensowo zasługuje na wszystkie pozytywne opinie i maślane spojrzenia. Właściwie, nawet jeżeli autorka zepsułaby wszystkie inne aspekty tej książki, które tak bardzo uwielbiam to i tak przeczytałabym tę powieść dla samego Rhysa. #TeamRhys
Bardzo mi się spodobało, że pisarka odstawiła Tamlina na boczny (bardzo daleki) tor. W końcu mogłam również dać argumenty przyjaciółce, dlaczego uważałam go za najgorszą ze wszystkich postaci, jakie pojawiają się we Dworze. Pierwotny partner Feyre okazał się dokładnie takim łajdakiem, za jakiego go brałam od samego początku. Okazuje się, że miałam nosa i mam nadzieję, że w trzeciej części wyleci on przez okno (czekałam na taką sytuację podczas czytania Dworu mgieł i furii. Może w trzecim tomie autorka spełni moje marzenie).
W innej sytuacji zapewne skończyłabym swoje wywody na temat bohaterów. Jednak trudno mi się powstrzymać przed dopowiedzeniem, chociaż kilku słów o wewnętrznym kręgu Rhysa, ponieważ odgrywają oni również istotną rolę i trudno ich nie pokochać. Cała czwórka jest wspaniała, kochana, niesamowita. Aż brakuje słów, by opisać w jak genialny oraz przemyślany sposób autorka dodała kolejne postacie, które zachwycają czytelnika. Obawiałam się, że Dwór Nocy będzie niepotrzebnym dodatkiem i jedynie główna para, będzie dobrze wykreowana. Po raz kolejny żałowałam swoich słów. Od pierwszego spotkania z nimi wiedziałam, że do zbędnego "dodatku" im bardzo daleko. Byli i są nieodłączny elementem przygód Feyre, Rhysa oraz czytelnika.

,,Dlaczego istoty lgną do innych istot? Może kochają miejsce, w które się udają, tak bardzo, że uznają podróż za wartą ryzyka. Może będą tak wracać, aż zostanie jedna gwiazda. Może ona będzie powtarzać tę podróż po kres czasów w nadziei, że kiedyś pewnego dnia, jeśli będzie wracać wystarczająco często i wytrwale, jakaś inna gwiazda znów ją odnajdzie.ˮ

Autorka w pierwszym tomie magicznie i plastycznie opisywała świat Feyre. Był to nieodłączny element głównej bohaterki. Dzięki temu łatwiej było wczuć się w postać oraz zobaczyć świat jej oczami. W tej części jednak wszystko ulega zmianie, w tym również opisy. Zamiast skupiać się na pięknie przyrody i miejsc, autorka kreuje opisy uczuć. I to nie byle jakich. Przez całą książkę przewija się gamma różnorakich emocji różnych postaci. Począwszy od Feyre, po Castiela, Mor..., a skończywszy na Rhysandzie. Sarah J. Maas nie ukrywa żadnych uczuć, jakie towarzyszą bohaterom, zagłębiając się nawet w najgorsze wspomnienia. Dzięki temu czytelnik czuje całym sobą, przez co przeszli jego ukochani bohaterowie, by znaleźć się w miejscu, w którym byli obecnie. Jakiej niesprawiedliwości, bólu, odrzucenia, samotności doświadczyli, aby stać się takimi osobami, jakimi są w danym momencie.

Dwór mgieł i furii zdecydowanie trwał za krótko. Nawet kolejne 500 stron byłoby zdecydowanie za mało. Kartki po prostu przelatywały jedna za drugą, a ja nie mogłam przerwać tej powieści, ani na moment. Dlatego też jeszcze pierwszego dnia uświadczyłam uczucia, że zdecydowanie za mało książki mi zostało, mimo że miałam jeszcze przed sobą prawie 400 stron.
Prythian okazuje się z każdym tomem bardziej magicznym miejsce niż dotychczas. Poza znanym wszystkich fanom Fae, autorka kreuje kolejne potwory i stworzenia, która oczarowują czytelnika. Z każdą stroną mogłam się przekonać, jak wiele pomysłów ma Sarah J. Maas, które cały czas dziwią i fascynują czytelnika.

,,- Jesteś wolna - powiedziała napiętym głosem. - Jesteś wolna.
                                                       Nie bezpieczna. Nie chroniona.
Wolna.ˮ

Dwór mgieł i furii przeszedł moje najśmielsze oczekiwania. Spodziewałam się, że autorka stworzy bardzo dobrą powieść, która będę długo wspominać. Jednak okazało się, iż drugi tom jest wspanialszy, niż mogłam przypuszczać. Zdecydowanie Sarah J. Maas stworzyła powieść niezwykłą oraz jedyną w swoim rodzaju. To prawdziwy majstersztyk. Dawno nie czytałam tak genialnej powieści i zanosi się, że długo poczekam na kolejną tak świetną powieść. Co więcej, mam teraz problem, która seria autorki jest lepsza. Ponieważ z początku przed poznaniem drugiego tomu Dworu cierni i róż, mogłam bez zawahania się wybrać pierwszą serię. Obecnie mam duży problem, by wskazać, która seria jest lepsza. Nie mniej jednak polecam Dwór mgieł i furii, wszystkim czytelnikom. Z pewnością każdy znajdzie tam coś dla siebie. No bo w końcu jak można nie kochać Rhysa?


,,Za gwiazdy, które słuchają. I marzenia, które się spełniają.ˮ

Moja ocena
100/10

Dwór cierni i róż | Dwór mgieł i furii | Court of Wings and Ruin

179. Szeptucha

Okładka książki Szeptucha
Gosława Brzózka, zwana Gosią, po ukończeniu medyny wybiera się do świętokrzyskiej wsi Bieliny na obowiązkową praktykę u szeptuchy, wiejskiej znachorki. Problem polega na tym, że Gosia – kobieta nowoczesna, przyzwyczajona do życia w wielkim mieście – nie cierpi wsi, przyrody i panicznie boi się kleszczy. W dodatku nie wierzy w te wszystkie słowiańskie zabobony. Bogowie nie istnieją, koniec, kropka!
Pobyt w Bielinach wywróci jednak do góry nogami jej dotychczasowe życie. Na Gosię czeka bowiem miłość. Czy jednak Mieszko, najprzystojniejszy mężczyzna, jakiego do tej pory widziała, naprawdę jest tym, za kogo go uważa? I co się stanie, gdy słowiańscy bogowie postanowią sprawić, by w nich uwierzyła?


Tytuł: Szeptucha
Autor: Katarzyna Berenika Miszczuk
Wydawnictwo: W.A.B
Cykl: Kwiat paproci
Tom: I

Po przeczytaniu kilku książek polskich autorów nabrałam ochoty na poznawanie dalej literatury z rodzimego kraju. Tym razem postanowiłam sięgnąć po Szeptuchę, która zaintrygowała mnie występowaniem słowiańskich wierzeń. Po Pustej nocy Pauliny Hendel miałam niedosyt w kwestii polskich potworów i zabobonów. Byłam bardzo zaintrygowana tym tematem, więc liczyłam, że kolejna lektura dostarczy mi więcej informacji.

Gosia jest młodą kobietą, która właśnie ukończyła studia medyczne. Cała w skowronka odebrała dyplom i snuje swoje wielkie plany na przyszłość. Jednak zanim udaje jej się spełnić swoje marzenia, najpierw jest zmuszona przejść roczny staż u Szeptuchy. Dziewczyna przeprowadza się na wieś, której nie cierpi. Wszędzie widzi kleszcze, zarazki i niebezpieczeństwa. Jednakże początkowe złe doświadczenia zostają zatarte za sprawą Mieszka. Młody mężczyzna okazuje się pobierać nauki u miejscowego Żercy. Gosia jest zauroczona przystojnym młodzieńcem, ale nie zdaje sobie sprawy, że ukrywa on wielki sekret, który zmieni jej dotychczasowe postrzeganie świata.

Szeptucha zapowiadała się intrygująco z dwóch powodów. Jednym z nich był świat, w którym to autorka stworzyła alternatywną wersję historii. Bardzo mi to przypadło do gustu, gdyż właściwie nigdy nie zastanawiałam się, w jaki sposób potoczyłyby się losy państwa, gdyby niektóre wydarzenia zostałyby rozwiązane inaczej. W taki oto sposób poznałam Polskę, jako miejsce, w którym nadal wierzy się we własnych bogów, gdyż chrześcijaństwo nie przyjęło się na ziemiach. Byłam jednym słowem zachwycona. Prosty zabieg, stworzył intrygujące tło dla równie niesamowitych wydarzeń.
Drugi powód bezpośrednio łączy się z pierwszym. Nie mogłam się doczekać, by ponownie zagłębić się w słowiańskich wierzeniach. Po lekturze Szeptuchy jeszcze bardziej wciągnęłam się w poznawanie dawnych bogów, świąt oraz zabobonów. Zdecydowanie autorka zadbała, by czytelnik czuł słowiański klimat na każdym kroku.

Najgorzej rzecz miała się z główną bohaterką, która wkurzała mnie bardzo długo. Jej zachowanie było śmieszne, dziecinne i irracjonalne. Dziwię się jak ona w ogóle przeżyła w tej "głuszy". Pod koniec na szczęście było minimalnie lepiej. Dawno nie poznałam tak przerażonej wszystkim postaci.
Mieszko po części uratował tę powieść swoim charakterem. Jednakże nie jest on jednocześnie moich ulubionym bohaterem. Często nie rozumiałam jego motywów bądź toku myślenia. Trudno go było rozgryźć nawet po odkryciu jego tajemnicy.
Oczywiście Szeptucha ma do zaoferowania więcej postaci. Pomimo tego, że nie wszyscy zyskali moją sympatię, jak to się ma w przypadku Gosi, to i tak każdy bohater jest unikalny.

Wątek miłosny jest jednym z głównych tematów. Dawno nie czytałam książki, w której był on prawie na pierwszym miejscu, jednak o dziwo nie przeszkadzał mi on. Nie było maślanych oczu ani miłości od pierwszego wejrzenia. Mimo iż, zachowanie głównej bohaterki było często śmieszne podczas wątku miłosnego, to na szczęście mnie tym nie odstraszyła.

Szeptucha jest ciekawą lekturą, która gwarantuje niesamowity, słowiański klimat. Nie da się ukryć, że jest to książka, gdzie wątek miłosny gra jedną z głównych ról, aczkolwiek nie jest on jedyny. Bardzo miło będę wspominać tę historię i nie mogę się doczekać, aż poznam kolejne części.

Moja ocena 
7+/10

Szeptucha | Noc Kupały | Żerca | ???

178. Pusta noc

Okładka książki Pusta nocNa pierwszy rzut oka Magda jest zwykłą dwudziestolatką. Czas wypełnia jej praca w małej księgarni oraz obowiązki domowe. To jednak tylko pozory, gdyż w wolnych chwilach, zamiast spotykać się z rówieśnikami, Magda tropi upiory rodem ze słowiańskich wierzeń. Z krainy umarłych ucieka najpotężniejsza istota, z jaką żniwiarze kiedykolwiek musieli się zmierzyć. Tymczasem między Magdą a Mateuszem, tajemniczym chłopakiem, który niedawno wprowadził się do miasteczka, zawiązuje się nić sympatii. Dziewczyna pokazuje Mateuszowi świat słowiańskich wierzeń, nie mając pojęcia, że już wkrótce ona i jej przyjaciele znajdą się w śmiertelnym niebezpieczeństwie.

Tytuł: Pusta noc
Autor: Paulina Hendel
Wydawnictwo: Czwarta strona
Seria: Żniwiarz
Tom: I

Rzadko czytam polskich autorów. Dotychczas przeczytałam zaledwie kilka powieści, które wyszły spod pióra rodzimych pisarzy.
Nie było to nigdy spowodowane tym, że uważałam, iż są oni gorsi od zagranicznych. Jedynie nie mają takiej promocji, przez co są mniej znani. Chcą zmienić swój nawyk, sięgania po autorów za granicy, postawiłam sobie za cel przeczytania jednej z nowości polskiego autora. Widząc nową pozycję na rynku wydawniczym, pasującą do mojego postanowienia, zapisałam ją na mojej liście i kilka miesięcy na nią polowałam, aż w końcu dorwałam ją w swoje łapki niezmiernie z tego powodu szczęśliwa.
Pusta noc zapowiadała się bardzo ciekawie. Mało miałam okazji poczytać o stworach ze słowiańskiej mitologii. Z wielkimi nadziejami rozpoczęłam przygodę ze Żniwiarzami, oczekując bardzo dobrej lektury.

Od niepamiętnych czasów ludzie snuli powieści o zmorach, które kryją się pod osłoną nocy. Towarzyszyły one codziennie ludziom wyjaśniając wszelkie zjawiska nieobjęte umysłem. Wbrew pozorom, nie są one jedynie grą wyobraźni i od zarania dziejów istnieją wśród ludzi, by stanowić często zagrożenie. Jednak zanim wyrządzoną one większą krzywdę, zostają wypędzone przez Żniwiarzy. Są to wolni strzelcy, którzy zabiją wszelkie niebezpieczeństwa nie z tego świata. Pomimo wyglądu ludzkiego, nie można powiedzieć, że są ludźmi. Magda żyje właśnie obok jednego z nich, który jest jej wujkiem. Od wielu lat poznaje tajniki pracy Żniwiarza, chcą pomagać Felixowi. Życie toczy się normalnym torem, do czasu dziwnych wydarzeń na terenie ich miasteczka i okolic. Nastaje bowiem czas, gdy nic nie jest pewne, i zarówno Magda, jak i Felix muszą się zmierzyć z czymś zupełnie nowym.

Pierwszą rzeczą, która mnie zainteresowała i dla której sięgnęłam po tę powieść jest mitologia słowiańska. Od kilku miesięcy zastanawiałam się nad kupnem zbioru mitów słowiańskich. Jednak nad rozmyślaniami się na razie skończyło. Dlatego też będąc zaciekawiona tym tematem postanowiłam sięgnąć po Pustą noc, aby poznać potwory z rodzimych ziem. Aczkolwiek trochę się rozczarowałam tym co znalazłam na kartkach powieści. Z każdą stroną chłonęłam każdą informację, jaką zawierała autorka o stworach oraz o sposobie ich wygnania. Jednakże w pewnym momencie (i tak okrojone informacje) skończyły się. Cały czas powtarzało się to co było wspominane wcześniej. Pomimo tego, że nie znam się na słowiańskich wierzeniach, sądzę iż bez problemu autorka mogła rozwinąć ten temat. Każda informacja zdawała się być okrojona i powierzchownie przedstawiona. Zamiast poznania dogłębnie słowiańskich stworów, można dowiedzieć się o nich zaledwie strzępków informacji.

Początek książki był bardzo trudny. Pomimo tego, że autorka nie używa wyszukanego języka, jej opisy  wydawały mi się wyjątkowo nużące. Bardzo lubię plastyczne przedstawienie świata, jednak w tym przypadku wyczekiwałam dialogów, które więcej wnosiły i mnie nie nudziły.
Skoro jesteśmy przy świecie, trudno nie wspomnieć o Żniwiarzach. Autorka w tym przypadku się nie popisała moim zdaniem. Wydawali mi się oni niedopracowani i podobnie jak stwory, powierzchownie opisani. Byłam przekonana, że tajemni obrońcy ludzkości, zostaną żywiej przedstawieni. Nie oczekiwałam opisów w samych superlatywach, jednak "doszlifowania" funkcji, jak i samych Żniwiarzy.

Magda była kreowana na sympatyczną, bystrą i zaradną kobietę. Wszystkie te cechy były jedynie połowicznie. Nie raz zastanawiałam się, czy główna bohaterka jest taka inteligentna, jak mi się wydawało jeszcze pięć stron temu, czy nie. Nie do końca polubiłam się z dziewczyną i jej przygody nie wciągnęły mnie w taki sposób, w jakie powinny.
Felix niestety nie okazał się bardziej intrygującym bohaterem, niż Magda. Obojgu z nich brakowało pewnej iskry oraz cech, dzięki którym śledziłabym ich historię z wypiekami na twarzy.

Pusta noc rozczarowała mnie. Zarówno pod względem fabularnych, jak i kreacji bohaterów. Wszystkiemu "czegoś" brakowało, przez co ta powieść jest średnich lotów. Z chęcią poznam dalsze losy postaci, jednak nie będę ich z taką niecierpliwością wyczekiwała. Poleciłabym tę książkę osobom, które nie oczekują nie wiadomo jak dobrej lektury, tylko niezobowiązującej historii.

Moja ocena
6/10

Pusta noc | Czerwone słońce
Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka