180. Dwór mgieł i furii

Znalezione obrazy dla zapytania dwór mgieł i furiiPo tym, jak Feyra ocaliła Prythian, mogłoby się wydawać, że baśń dobiega końca. Dziewczyna, bezpieczna i otoczona luksusem, przygotowuje się do poślubienia ukochanego Tamlina. Przed nią długie i szczęśliwe życie.
Sęk w tym, że Feyra nigdy nie chciała być księżniczką z bajki. Zresztą zupełnie nie nadaje się do tej roli. W snach wciąż powracają do niej wymyślne tortury Amaranthy i zbrodnia, którą popełniła, by się od nich uwolnić. Pragnący zapewnić jej bezpieczeńtwo Tamlin próbuje zamknąć Feyrę w złotej klatce. W jej nowym nieśmiertelnym ciele drzemią moce, których dziewczyna nie umie opanować. W dodatku o spłatę swojego długu upomina się największy wróg Tamlina - Rhysand, Książę Dworu Nocy. Zwabioną podstępem Feyrę raz w miesiącu okrywa mrok jego niebezpiecznego królestwa. To pewne, że władca ciemności będzie chciał wykorzystać ją do swoich celów. Chyba że... to nie Rhysand jest tym, kogo Feyra powinna się obawiać. Na Dworze Wiosny również bowiem nie jest bezpiecznie, a sam Tamlin ma przed ukochaną coraz więcej tajemnic. Czy rzeczywiście tylko po to, by ją chronić?
Gdy nad Prythian i krainę ludzi nadciąga widmo wojny tak groźnej jak żadna dotąd, Feyra musi zdecydować, komu może ufać. Stawką jest życie jej rodziny i losy całego świata. A w magicznym świecie fae przyjaciele potrafią być bardziej niebezpieczni niż wrogowie.


Tytuł: Dwór mgieł i furii
Tytuł oryginału: Court of Mist and Fury
Autor: Sarah J. Maas
Wydawnictwo: Uroboros
Seria: Dwór cierni i róż
Tom: II
Tłumacz: Jakub Radzimiński


,,Za tych, którzy spoglądają w gwiazdy i marzą, Rhys.ˮ

Sarah J. Maas ma na swoim koncie już kilka książek, które są kochane i uwielbiane przez czytelników na całym świecie. Pierwsza jej seria Szklany trony jest dla wielu strzałem w dziesiątkę. Sama jestem wielką fanką twórczości autorki. Do tej pory nie mogę się nadziwić, jak perfekcyjne przygody Celaeny zostały zaplanowane, sprawiając, że kolejne części nie są jedynie pustą opowiastką o zabójczyni.
Jednak ta recenzja, nie jest od tego, by rozpływać się nad Szklany tronem, a opowiedzieć o drugiej serii autorki, która nie ukrywając, jest równie dobra, a skuszę się nawet na końcu moich wywodów o inne słowo...
Mowa oczywiście o Dworze mgieł i furii. Niecierpliwie oczekiwanym, przez fanów twórczości pani Maas, drugim tomie Dworu cierni i róż. Pierwsza część opierała się na opowiedzeniu na nowo baśni o Pięknej i Bestii. Bardzo miło spędziłam czas podczas poznawania historii o Feyre i Tamlinu, jednak nie byłam, aż tak bardzo zakochana, jak w Szklanym tronie. O taka lekka opowiastka na wieczór. Dlatego też nie do końca rozumiałam, czemu autorka zaplanowała kontynuacje. Uważałam, że wszystko było wyjaśnione i wszelkie dalsze przygody, nie będą lepsze, niż te przedstawione w pierwszej części. Jednak teraz pojmuję, jak bardzo nie doceniłam autorki! Dwór cierni i róż okazał się jedynie preludium prawdziwej historii, która bezapelacyjnie skradła moje serce i zostawiła w świecie wykreowanym przez panią Maas.

Feyre wbrew oczekiwaniom pokonała Amaranthe w jej własnej grze. Pokonując wszelkie przeciwności losu, może w końcu odetchnąć u boku swojego ukochanego. Jednak życie nie jest wcale takie różowe, jakby się wydawało. Od dnia popełnienia największej możliwej zbrodni, dziewczynę dręczą koszmary i wyrzuty sumienia. Mimo świadomości uratowania całego kraju nie umie sobie wybaczyć. Tamlin widząc cały czas zagrożenia dla swojej ukochanej, z całej siły stara się ją trzymać na dworze, zamkniętą i pozostawioną ze swoimi myślami. Jednak nim dziewczyna ma uczynić najważniejszy krok w swoim życiu, sprawy się komplikują, gdyż pojawia się Rhysand żądając dotrzymania umowy, jaką zawarł pod górą z Feyre. Z początku wydaje się, że Książę Dworu Nocy okaże się mężczyzną ze wszystkich strasznych opowieści. Tymczasem nad Prythianem zbierają się kolejne czarne chmury, które mogą przynieść większe cierpienie, niż podczas rządów Amaranthy.


,,Kiedy spędzasz tak wiele czasu uwięziony w ciemności, 
Lucienie, odkrywasz, że ciemność zaczyna patrzeć na ciebie.ˮ

Wprowadzenie powinno już przedstawić, w jakim kierunku będzie zmierzała ta recenzja. Oprócz zachwalania wszystkiego i wszystkich nie raz będę mówiła o geniuszu i wyobraźni autorki. Dlatego moim wypocinom daleko do recenzji. Lepiej nazwać dzisiejszy post "Powody, dla których MUSISZ sięgnąć po Dwór mgieł i furii".

Na pierwszy ogień idzie fabuła, która okazała się jeszcze bardziej wciągająca, jeszcze bardziej magiczna i jeszcze bardziej wspaniała, niż dotychczas. Dwór cierni i róż był zaledwie zapowiedzią niezwykłych wydarzeń, które uświadczy w drugim tomie czytelnik. Mowa w tym wypadku o miłości, poświęceniu, wojnie, lojalności, braterstwie, przyjaźni..., a to dopiero początek listy. Autorka w tym opasłym tomie zawarła niesamowitą ilość różnorakich wątków, które czarują czytelnika od pierwszej strony. Niektóre są zaledwie wspomniane, inna bardziej rozbudowane, jednak wszystkie tworzą spójną całość. Czytelnicy, którzy już mieli okazje, przeczytać tę część wiedzą, jak wiele różnych sytuacji oraz wydarzeń pojawia się na przestrzeni prawie 800 stron. Pomimo ogromu akcji, zdarzenia nie przytłaczają czytelnika. Jedynie coraz bardziej wciągają go w świat Fae, tym samym sprawiając, że czytający nie odłoży tej książki na moment.

,,Ukląkł na tych gwiazdach i górach wytatuowanych na jego kolanach. Nie ukłoniłby się przed nikim i niczym... Poza swoją towarzyszką. Kimś równym jemu.ˮ

Jeżeli nadal opis fabuły nie zachęca Was do sięgnięcia po ten majstersztyk, może opis bohaterów przekona niedowiarków.
Feyre z początku mi się nie spodobała. Ba! Mówiłam przy okazji poprzedniej recenzji, że brakuje jej temperamentu, życia i tego "czegoś", tym samym nie przypadła mi ona do gustu. Jednak zmiana, jaką przeszła bohaterka była niesamowita. Feyre nie zmienia się jednak za pomocą czarodziejskiej różdżki. Postać otoczona nowymi osobami i biorąca udział w kolejnych wydarzeniach stopniowo przechodzi przemianę. Już w połowie powieści pokochałam "nową" wersję Feyre, aczkolwiek zakończenie, w którym pokazana jest ona w 100 procentach powaliło mnie. Nigdy chyba nie widziałam, żeby bohater tak się zmienił. Co więcej, nie raz wydawało mi się, że Feyre bez problemu mogłaby być człowiekiem z krwi i kości, a nie jedynie postacią literacką. Jej charakter nie ukazywał papierowego bohatera, a jedynie osobę, która mogłaby stać w tej chwili obok czytelnika i niczym się nie wyróżniać od prawdziwych ludzi.
Rhysand był jedną z niewielu postaci, które pokochałam od pierwszego wejrzenia. Jednak dopiero w tej części ukazał pełną osobowość. Jest zapewne jedną z najbardziej kochanych, wielbionych i mających własny piedestał postaci. Ja również dałam się zauroczyć tym bohaterem i uwielbiam go całym sercem. Bardzo dawno nie miałam styczności z tak pełnokrwistą postacią, która bezprecedensowo zasługuje na wszystkie pozytywne opinie i maślane spojrzenia. Właściwie, nawet jeżeli autorka zepsułaby wszystkie inne aspekty tej książki, które tak bardzo uwielbiam to i tak przeczytałabym tę powieść dla samego Rhysa. #TeamRhys
Bardzo mi się spodobało, że pisarka odstawiła Tamlina na boczny (bardzo daleki) tor. W końcu mogłam również dać argumenty przyjaciółce, dlaczego uważałam go za najgorszą ze wszystkich postaci, jakie pojawiają się we Dworze. Pierwotny partner Feyre okazał się dokładnie takim łajdakiem, za jakiego go brałam od samego początku. Okazuje się, że miałam nosa i mam nadzieję, że w trzeciej części wyleci on przez okno (czekałam na taką sytuację podczas czytania Dworu mgieł i furii. Może w trzecim tomie autorka spełni moje marzenie).
W innej sytuacji zapewne skończyłabym swoje wywody na temat bohaterów. Jednak trudno mi się powstrzymać przed dopowiedzeniem, chociaż kilku słów o wewnętrznym kręgu Rhysa, ponieważ odgrywają oni również istotną rolę i trudno ich nie pokochać. Cała czwórka jest wspaniała, kochana, niesamowita. Aż brakuje słów, by opisać w jak genialny oraz przemyślany sposób autorka dodała kolejne postacie, które zachwycają czytelnika. Obawiałam się, że Dwór Nocy będzie niepotrzebnym dodatkiem i jedynie główna para, będzie dobrze wykreowana. Po raz kolejny żałowałam swoich słów. Od pierwszego spotkania z nimi wiedziałam, że do zbędnego "dodatku" im bardzo daleko. Byli i są nieodłączny elementem przygód Feyre, Rhysa oraz czytelnika.

,,Dlaczego istoty lgną do innych istot? Może kochają miejsce, w które się udają, tak bardzo, że uznają podróż za wartą ryzyka. Może będą tak wracać, aż zostanie jedna gwiazda. Może ona będzie powtarzać tę podróż po kres czasów w nadziei, że kiedyś pewnego dnia, jeśli będzie wracać wystarczająco często i wytrwale, jakaś inna gwiazda znów ją odnajdzie.ˮ

Autorka w pierwszym tomie magicznie i plastycznie opisywała świat Feyre. Był to nieodłączny element głównej bohaterki. Dzięki temu łatwiej było wczuć się w postać oraz zobaczyć świat jej oczami. W tej części jednak wszystko ulega zmianie, w tym również opisy. Zamiast skupiać się na pięknie przyrody i miejsc, autorka kreuje opisy uczuć. I to nie byle jakich. Przez całą książkę przewija się gamma różnorakich emocji różnych postaci. Począwszy od Feyre, po Castiela, Mor..., a skończywszy na Rhysandzie. Sarah J. Maas nie ukrywa żadnych uczuć, jakie towarzyszą bohaterom, zagłębiając się nawet w najgorsze wspomnienia. Dzięki temu czytelnik czuje całym sobą, przez co przeszli jego ukochani bohaterowie, by znaleźć się w miejscu, w którym byli obecnie. Jakiej niesprawiedliwości, bólu, odrzucenia, samotności doświadczyli, aby stać się takimi osobami, jakimi są w danym momencie.

Dwór mgieł i furii zdecydowanie trwał za krótko. Nawet kolejne 500 stron byłoby zdecydowanie za mało. Kartki po prostu przelatywały jedna za drugą, a ja nie mogłam przerwać tej powieści, ani na moment. Dlatego też jeszcze pierwszego dnia uświadczyłam uczucia, że zdecydowanie za mało książki mi zostało, mimo że miałam jeszcze przed sobą prawie 400 stron.
Prythian okazuje się z każdym tomem bardziej magicznym miejsce niż dotychczas. Poza znanym wszystkich fanom Fae, autorka kreuje kolejne potwory i stworzenia, która oczarowują czytelnika. Z każdą stroną mogłam się przekonać, jak wiele pomysłów ma Sarah J. Maas, które cały czas dziwią i fascynują czytelnika.

,,- Jesteś wolna - powiedziała napiętym głosem. - Jesteś wolna.
                                                       Nie bezpieczna. Nie chroniona.
Wolna.ˮ

Dwór mgieł i furii przeszedł moje najśmielsze oczekiwania. Spodziewałam się, że autorka stworzy bardzo dobrą powieść, która będę długo wspominać. Jednak okazało się, iż drugi tom jest wspanialszy, niż mogłam przypuszczać. Zdecydowanie Sarah J. Maas stworzyła powieść niezwykłą oraz jedyną w swoim rodzaju. To prawdziwy majstersztyk. Dawno nie czytałam tak genialnej powieści i zanosi się, że długo poczekam na kolejną tak świetną powieść. Co więcej, mam teraz problem, która seria autorki jest lepsza. Ponieważ z początku przed poznaniem drugiego tomu Dworu cierni i róż, mogłam bez zawahania się wybrać pierwszą serię. Obecnie mam duży problem, by wskazać, która seria jest lepsza. Nie mniej jednak polecam Dwór mgieł i furii, wszystkim czytelnikom. Z pewnością każdy znajdzie tam coś dla siebie. No bo w końcu jak można nie kochać Rhysa?


,,Za gwiazdy, które słuchają. I marzenia, które się spełniają.ˮ

Moja ocena
100/10

Dwór cierni i róż | Dwór mgieł i furii | Court of Wings and Ruin

179. Szeptucha

Okładka książki Szeptucha
Gosława Brzózka, zwana Gosią, po ukończeniu medyny wybiera się do świętokrzyskiej wsi Bieliny na obowiązkową praktykę u szeptuchy, wiejskiej znachorki. Problem polega na tym, że Gosia – kobieta nowoczesna, przyzwyczajona do życia w wielkim mieście – nie cierpi wsi, przyrody i panicznie boi się kleszczy. W dodatku nie wierzy w te wszystkie słowiańskie zabobony. Bogowie nie istnieją, koniec, kropka!
Pobyt w Bielinach wywróci jednak do góry nogami jej dotychczasowe życie. Na Gosię czeka bowiem miłość. Czy jednak Mieszko, najprzystojniejszy mężczyzna, jakiego do tej pory widziała, naprawdę jest tym, za kogo go uważa? I co się stanie, gdy słowiańscy bogowie postanowią sprawić, by w nich uwierzyła?


Tytuł: Szeptucha
Autor: Katarzyna Berenika Miszczuk
Wydawnictwo: W.A.B
Cykl: Kwiat paproci
Tom: I

Po przeczytaniu kilku książek polskich autorów nabrałam ochoty na poznawanie dalej literatury z rodzimego kraju. Tym razem postanowiłam sięgnąć po Szeptuchę, która zaintrygowała mnie występowaniem słowiańskich wierzeń. Po Pustej nocy Pauliny Hendel miałam niedosyt w kwestii polskich potworów i zabobonów. Byłam bardzo zaintrygowana tym tematem, więc liczyłam, że kolejna lektura dostarczy mi więcej informacji.

Gosia jest młodą kobietą, która właśnie ukończyła studia medyczne. Cała w skowronka odebrała dyplom i snuje swoje wielkie plany na przyszłość. Jednak zanim udaje jej się spełnić swoje marzenia, najpierw jest zmuszona przejść roczny staż u Szeptuchy. Dziewczyna przeprowadza się na wieś, której nie cierpi. Wszędzie widzi kleszcze, zarazki i niebezpieczeństwa. Jednakże początkowe złe doświadczenia zostają zatarte za sprawą Mieszka. Młody mężczyzna okazuje się pobierać nauki u miejscowego Żercy. Gosia jest zauroczona przystojnym młodzieńcem, ale nie zdaje sobie sprawy, że ukrywa on wielki sekret, który zmieni jej dotychczasowe postrzeganie świata.

Szeptucha zapowiadała się intrygująco z dwóch powodów. Jednym z nich był świat, w którym to autorka stworzyła alternatywną wersję historii. Bardzo mi to przypadło do gustu, gdyż właściwie nigdy nie zastanawiałam się, w jaki sposób potoczyłyby się losy państwa, gdyby niektóre wydarzenia zostałyby rozwiązane inaczej. W taki oto sposób poznałam Polskę, jako miejsce, w którym nadal wierzy się we własnych bogów, gdyż chrześcijaństwo nie przyjęło się na ziemiach. Byłam jednym słowem zachwycona. Prosty zabieg, stworzył intrygujące tło dla równie niesamowitych wydarzeń.
Drugi powód bezpośrednio łączy się z pierwszym. Nie mogłam się doczekać, by ponownie zagłębić się w słowiańskich wierzeniach. Po lekturze Szeptuchy jeszcze bardziej wciągnęłam się w poznawanie dawnych bogów, świąt oraz zabobonów. Zdecydowanie autorka zadbała, by czytelnik czuł słowiański klimat na każdym kroku.

Najgorzej rzecz miała się z główną bohaterką, która wkurzała mnie bardzo długo. Jej zachowanie było śmieszne, dziecinne i irracjonalne. Dziwię się jak ona w ogóle przeżyła w tej "głuszy". Pod koniec na szczęście było minimalnie lepiej. Dawno nie poznałam tak przerażonej wszystkim postaci.
Mieszko po części uratował tę powieść swoim charakterem. Jednakże nie jest on jednocześnie moich ulubionym bohaterem. Często nie rozumiałam jego motywów bądź toku myślenia. Trudno go było rozgryźć nawet po odkryciu jego tajemnicy.
Oczywiście Szeptucha ma do zaoferowania więcej postaci. Pomimo tego, że nie wszyscy zyskali moją sympatię, jak to się ma w przypadku Gosi, to i tak każdy bohater jest unikalny.

Wątek miłosny jest jednym z głównych tematów. Dawno nie czytałam książki, w której był on prawie na pierwszym miejscu, jednak o dziwo nie przeszkadzał mi on. Nie było maślanych oczu ani miłości od pierwszego wejrzenia. Mimo iż, zachowanie głównej bohaterki było często śmieszne podczas wątku miłosnego, to na szczęście mnie tym nie odstraszyła.

Szeptucha jest ciekawą lekturą, która gwarantuje niesamowity, słowiański klimat. Nie da się ukryć, że jest to książka, gdzie wątek miłosny gra jedną z głównych ról, aczkolwiek nie jest on jedyny. Bardzo miło będę wspominać tę historię i nie mogę się doczekać, aż poznam kolejne części.

Moja ocena 
7+/10

Szeptucha | Noc Kupały | Żerca | ???

178. Pusta noc

Okładka książki Pusta nocNa pierwszy rzut oka Magda jest zwykłą dwudziestolatką. Czas wypełnia jej praca w małej księgarni oraz obowiązki domowe. To jednak tylko pozory, gdyż w wolnych chwilach, zamiast spotykać się z rówieśnikami, Magda tropi upiory rodem ze słowiańskich wierzeń. Z krainy umarłych ucieka najpotężniejsza istota, z jaką żniwiarze kiedykolwiek musieli się zmierzyć. Tymczasem między Magdą a Mateuszem, tajemniczym chłopakiem, który niedawno wprowadził się do miasteczka, zawiązuje się nić sympatii. Dziewczyna pokazuje Mateuszowi świat słowiańskich wierzeń, nie mając pojęcia, że już wkrótce ona i jej przyjaciele znajdą się w śmiertelnym niebezpieczeństwie.

Tytuł: Pusta noc
Autor: Paulina Hendel
Wydawnictwo: Czwarta strona
Seria: Żniwiarz
Tom: I

Rzadko czytam polskich autorów. Dotychczas przeczytałam zaledwie kilka powieści, które wyszły spod pióra rodzimych pisarzy.
Nie było to nigdy spowodowane tym, że uważałam, iż są oni gorsi od zagranicznych. Jedynie nie mają takiej promocji, przez co są mniej znani. Chcą zmienić swój nawyk, sięgania po autorów za granicy, postawiłam sobie za cel przeczytania jednej z nowości polskiego autora. Widząc nową pozycję na rynku wydawniczym, pasującą do mojego postanowienia, zapisałam ją na mojej liście i kilka miesięcy na nią polowałam, aż w końcu dorwałam ją w swoje łapki niezmiernie z tego powodu szczęśliwa.
Pusta noc zapowiadała się bardzo ciekawie. Mało miałam okazji poczytać o stworach ze słowiańskiej mitologii. Z wielkimi nadziejami rozpoczęłam przygodę ze Żniwiarzami, oczekując bardzo dobrej lektury.

Od niepamiętnych czasów ludzie snuli powieści o zmorach, które kryją się pod osłoną nocy. Towarzyszyły one codziennie ludziom wyjaśniając wszelkie zjawiska nieobjęte umysłem. Wbrew pozorom, nie są one jedynie grą wyobraźni i od zarania dziejów istnieją wśród ludzi, by stanowić często zagrożenie. Jednak zanim wyrządzoną one większą krzywdę, zostają wypędzone przez Żniwiarzy. Są to wolni strzelcy, którzy zabiją wszelkie niebezpieczeństwa nie z tego świata. Pomimo wyglądu ludzkiego, nie można powiedzieć, że są ludźmi. Magda żyje właśnie obok jednego z nich, który jest jej wujkiem. Od wielu lat poznaje tajniki pracy Żniwiarza, chcą pomagać Felixowi. Życie toczy się normalnym torem, do czasu dziwnych wydarzeń na terenie ich miasteczka i okolic. Nastaje bowiem czas, gdy nic nie jest pewne, i zarówno Magda, jak i Felix muszą się zmierzyć z czymś zupełnie nowym.

Pierwszą rzeczą, która mnie zainteresowała i dla której sięgnęłam po tę powieść jest mitologia słowiańska. Od kilku miesięcy zastanawiałam się nad kupnem zbioru mitów słowiańskich. Jednak nad rozmyślaniami się na razie skończyło. Dlatego też będąc zaciekawiona tym tematem postanowiłam sięgnąć po Pustą noc, aby poznać potwory z rodzimych ziem. Aczkolwiek trochę się rozczarowałam tym co znalazłam na kartkach powieści. Z każdą stroną chłonęłam każdą informację, jaką zawierała autorka o stworach oraz o sposobie ich wygnania. Jednakże w pewnym momencie (i tak okrojone informacje) skończyły się. Cały czas powtarzało się to co było wspominane wcześniej. Pomimo tego, że nie znam się na słowiańskich wierzeniach, sądzę iż bez problemu autorka mogła rozwinąć ten temat. Każda informacja zdawała się być okrojona i powierzchownie przedstawiona. Zamiast poznania dogłębnie słowiańskich stworów, można dowiedzieć się o nich zaledwie strzępków informacji.

Początek książki był bardzo trudny. Pomimo tego, że autorka nie używa wyszukanego języka, jej opisy  wydawały mi się wyjątkowo nużące. Bardzo lubię plastyczne przedstawienie świata, jednak w tym przypadku wyczekiwałam dialogów, które więcej wnosiły i mnie nie nudziły.
Skoro jesteśmy przy świecie, trudno nie wspomnieć o Żniwiarzach. Autorka w tym przypadku się nie popisała moim zdaniem. Wydawali mi się oni niedopracowani i podobnie jak stwory, powierzchownie opisani. Byłam przekonana, że tajemni obrońcy ludzkości, zostaną żywiej przedstawieni. Nie oczekiwałam opisów w samych superlatywach, jednak "doszlifowania" funkcji, jak i samych Żniwiarzy.

Magda była kreowana na sympatyczną, bystrą i zaradną kobietę. Wszystkie te cechy były jedynie połowicznie. Nie raz zastanawiałam się, czy główna bohaterka jest taka inteligentna, jak mi się wydawało jeszcze pięć stron temu, czy nie. Nie do końca polubiłam się z dziewczyną i jej przygody nie wciągnęły mnie w taki sposób, w jakie powinny.
Felix niestety nie okazał się bardziej intrygującym bohaterem, niż Magda. Obojgu z nich brakowało pewnej iskry oraz cech, dzięki którym śledziłabym ich historię z wypiekami na twarzy.

Pusta noc rozczarowała mnie. Zarówno pod względem fabularnych, jak i kreacji bohaterów. Wszystkiemu "czegoś" brakowało, przez co ta powieść jest średnich lotów. Z chęcią poznam dalsze losy postaci, jednak nie będę ich z taką niecierpliwością wyczekiwała. Poleciłabym tę książkę osobom, które nie oczekują nie wiadomo jak dobrej lektury, tylko niezobowiązującej historii.

Moja ocena
6/10

Pusta noc | Czerwone słońce

177. Znak kości

Okładka książki Znak kości
Zmiennkoształtna Mercedes Thompson ma za sobą ciężkie chwile. Najchętniej zamknęłaby się w swoim warsztacie i zajęła tym, co lubi - naprawą samochodów. Niestety rzeczywistość nie chce o niej zapomnieć!

Wampiry wydają na nią wyrok śmierci, despotyczny samiec Alfa wilkołaczej sfory chce z niej zrobić swoją partnerkę, u przyjaciółki z dzieciństwa zalągł się duch... Na dodatek domu Mercy nie chce opuścić wyjątkowo samodzielna i magiczna laska.


Tytuł: Znak kości
Tytuł oryginału: Bone Crossed
Autor: Patricia Briggs
Wydawnictwo: Fabryka słów
Cykl: Mercedes Thompson
Tom: IV
Tłumacz: Dominika Schimscheiner

,,- Od dzisiaj po wsze czasy - głos Adama wydobywał mnie z czeluści, w której się znajdowałam. - Moja dla mnie, tylko moja. Moje stado, moja miłość. - Jego twarz i palce, którymi muskał mój policzek, też były umazane krwią.
- Twoja dla ciebie, tylko ja - odpowiedziałam, choć głos, który się dobył, był chrapliwym szeptem.ˮ

Ledwie skończyłam Pocałunek żelaza, a już zaczynałam kolejną część przygód Mercy. Nie da się ukryć, że Patricia Briggs z każdym kolejnym tomem coraz bardziej wciąga czytelnika w świat wilkołaków, kojotów i wampirów. Z tego powodu bardzo trudno zrobić przerwę w poznawaniu kolejnych perypetii sławnej mechanik. Ja nie dałam sobie szansy na chwilę oddechu, ponieważ czekał na mnie Znak kości.

Mercy po wydarzeniach z nieludźmi jest rozbita. Ciągle rozpamiętuje swoje koszmary i trudno jest jej się pozbierać. Aczkolwiek długie roztrzasanie nie należy w naturze kobiety. Z pomocą Adama oraz przyjaciół powoli wraca do normalnego życia, cokolwiek miałoby to oznaczać w słowniku kojota. Jednak długa przerwa od wszelakich niebezpieczeństw okazuje się niemożliwa. Wampiry wydają na nią wyrok śmierci. Nie chcą komplikować napiętych stosunków z krwiopijcami Mercy postanawia pomóc dawnej znajomej, u której zalągł się duch.

Fabuła kolejnej części jest równie dobra i nieprzewidywalna, jak to się miało w przypadku poprzednich tomów. Tym razem autorka oprócz wampirów, które uwielbiam, dodaje ducha. Od początku przygody z tą serią zjawy były owiane tajemnicą. Nigdy nie było konkretnych informacji o tych niematerialnych postaciach. Dlatego też czwarty tom przynosi więcej faktów o marach, które są widziane przez Mercy. Bardzo mi się podobał pomysł z użyciem nawiedzonego domu, gdyż był lepszy niż nie jeden horror. Znak kości nie był przerażający, jednak posiadał klimat, jak z filmu zgrozy.

,,Jak on może twierdzić, że „Dragon Ball Z" jest lepszy „od Scooby - Doo"? Żadnego szacunku dla klasyki!ˮ

Po raz kolejny serię o Mercy Thompson łączą jedynie bohaterowie oraz tło wydarzeń. Postacie podobnie jak w poprzednich częściach są wyraziści i pełni życia. Najlepiej przedstawiona została główna bohaterka. Po traumie, jaką przeżyła w poprzedniej części, nadal potrafi wziąć sprawy w swoje ręce i nie cackać się z innymi. Jednakże wydarzenia z Pocałunku żelaza równocześnie zostały zapomniane. Autorka pokazuje problemy, z jakimi musi zmierzyć się Mercy.
Pozostali bohaterowie są uroczy i czarujący, czyli pod tym względem nic się nie zmieniło. Oczywiście bardzo się cieszyłam, mając okazję czytać o Stefanie. Jego charakter oraz postawa jest perfekcyjna, tym samym uważam go za jedną z najlepszych postaci.
Nareszcie mogę opowiedzieć trochę o wątku miłosnym. Pojawiał się on od pierwszego tomu, jednak tak naprawdę dopiero w tym nabrał rumieńców. Od początku był do bólu przewidywalny, aczkolwiek nie zabrało mi to radości podczas czytania perypetii Mercy. Krótko mówiąc, wątek miłosny był na tle uroczy i prawdziwy, iż finalnie nie mam nic do zarzucenia autorce.

Akcja w czwartym tomie pędzi na łeb, na szyję. Sądziłam, że autorka będzie za każdym razem prowadzić fabułę spokojnie. Jednak Znak kości jest całkowitym przeciwieństwem powolnego tempa. Właściwie brakuje czasu, aby odetchnąć pomiędzy poszczególnymi wydarzeniami, gdyż co chwilę dzieje się zupełnie coś zaskakującego. I jak wtedy niby można odłożyć książkę?

Znak kości jest kolejny świetnym tomem przygód Mercy. Widać, że od trzeciej części autorka coraz bardziej rozkręca się z historią kojota i wilkołaków. Każda fabuła jest nieprzewidywalna oraz wyjątkowa. Trudno jest znaleźć inną serię, która z każdym kolejnym tomem staje się coraz lepsza.

Moja ocena
7+/10

Za poznanie dalszych losów Mercy serdecznie dziękuję wydawnictwu Fabryka słów!

Zew księżyca | Więzy krwi | Pocałunek Żelaza | Znak kości |Zrodzony ze srebra | 
Piętno Rzeki | Żar mrozu | Night Broken | Fire Touched | Silence Fallen
Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka