Wspomnienia niemieckiego snajpera

Tytuł: Wspomnienia niemieckiego snajpera
Autor: Timothy Erenberger
Wydawnictwo: XXL
Opis: Kolejna kontrowersyjna książka, w której wojna widziana jest oczami najeźdźcy i wroga. Timothy Erenberger w swojej powieści opowiada historię, jaką pewien mieszkający w Ameryce dziadek podzielił się ze swoim wnukiem podczas długich, wspólnych, wakacyjnych wieczorów. Ku zdziwieniu wnuka, dziadek pochodzi z kraju o nazwie Deutschland, a on sam był tam za młodu żołnierzem nazistowskiej armii, do tego snajperem... Książka z niebywałą dokładnością opisuje szlak bojowy niemieckiej armii od przyłączenia Austrii po klęskę w Berlinie oraz z detalami ukazuje ?warsztat? żołnierzy-zabójców patrzących przez teleskop w oczy swoim ofiarom zanim pociągną za spust. Czy jest to wyłącznie literacka fikcja, czy zasłyszana, autentyczna historia? Sposób przedstawienia faktów i szczegółowe opisy wskazują, że bohater książki dokładnie wie, o czym mówi i czuje wiatr we włosach tamtych czasów... 



Książki o wojnie są naprawdę ciężkie do czytania i na pewno nie należą do najprzyjemniejszych. Mimo to w "Wspomnieniach niemieckiego snajpera" nie tylko tematyka przesądziła o tym, że się ciężko tę pozycję czyta. Gotowi na wielką (i długą) listę przewinień?

Zaczynając bardziej ogólnie: historia zaczyna się tym, że mały George jedzie na wakacje do dziadków. Jakie wielkie jest jego zdziwienie kiedy okazuję się, że pochodzą oni z Niemiec i na dodatek jego przodek był snajperem. A jeszcze większe jest jego zdziwienie gdy George Frick postanawia opowiedzieć mu swoje przeżycia z wojny.



Nie mam pojęcia czy zdarzenia są poprawne pod względem historycznym. Szczerze mówiąc jakby powieść została wydana poprawnie, nie pisałabym tej recenzji. Ale niestety moja wiara w polskie tłumaczenia i wydania mocno spadła po tej pozycji.

LISTA PRZEWINIEŃ
1. Emocje. Tu przytyk do autora. Myślę, że dla każdego wspomnienia są zabarwione emocjami. Ale widocznie dla Timotheya Erenbergera nie. Zamiast dostać tytułowe wspomnienia, autor serwuje nam suchy, nudny wykład historyczny o wszystkim co się dzieje na froncie, tylko, że napisany w pierwszoosobowej narracji.
2. Powtórzenia. Jak dawno nie czytałam tak okropnej pod tym względem książki! Nie do końca wiadomo czyja to wina: tłumacza czy autora. Okropne powtarzanie się sprawiało, że chciałam zamknąć książkę i  do niej nie wracać. A jak się coś zaczęło, to wypada skończyć...
Dla ciekawych: w dwóch linijkach naliczyłam trzy razy użyte słowo "chłopiec"
3. Ortografia! Rozumiem, że tłumacz może mieć dysortografię, ale nie tłumaczy to ignorowania czerwonych fal pod wyrazem! Widząc tę bezkarnie zarżniętą ortografię, nie wiedziałam czy śmiać się czy płakać. Nie mam pojęcia, czy tłumacz był spóźniony z oddaniem książki i spieszył się pisząc co popadnie czy korekta to ominęła, zostawiając takie wyrazy jak "chełm" czy "durze".
4. Literówki. Mam w tej sprawie do powiedzenia tyle, co w ortografii. Jestem ciekawa ile podkreśleń byłoby gdyby poddać tę powieść autokorekcie.
5. Składnia. Tu już tłumacz/korekta pojechali po całości. Zdania są złożone w pozbawiony gramatyki sposób, przy których zastanawiałam się kto jest podmiotem: karabin, kula czy George.
6. Liczebniki.  Rozumiem zostawianie liczebnika w formie liczby kiedy czyta się tak samo...Ale nie kiedy trzeba odmienić! Jest to jeden z bardziej rzucających się w oczy błędów.
7. Spacje. Gdzie się podziały spacje?!  W niektórych momentach prawie ich nie widać, więc nie ma różnicy czy będzie tam milimetr przerwy czy nie. Niestety momenty w których trzeba wytężać wzrok, ponieważ cała linijka wyglądała jakby była napisana jednym ciągiem, pojawiają się często.
8. Krew mnie zalała kiedy gdzieś przy sto siedemdziesiątej stronie z dwustu pięćdziesięciu czterech autor łaskawie objaśnił, że miny przeciwczołgowe urywają gąsienice, mimo, że one pojawiały się prawie od początku. Zaobserwowałam również, że wyjaśnienie niemieckiej nazwy Panzerfaust pojawiło się parę razy, jakby tłumacz uważał czytelnika za idiotę, który nie potrafi załapać po pierwszym razie co czyta.

Lista przewinień skończona. Zazwyczaj przemilczam błędy tłumacza, literówki itd, ale w tej książce po prostu to wszystko było w takim natężeniu, że miałam ochotę po prostu rzucić tą książką - do kominka. Ciekawe czy by ładnie się paliła?

Moja ocena
Ocena: 2/10

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Drogi Czytelniku! Jeżeli dotarłeś tak daleko, pozostaw po sobie jakiś ślad. Będzie nam niezmiernie miło, czytając Twoją opinie.
Oprócz tego zachęcamy do pozostawiania linków do swoich blogów. Z pewnością Cię odwiedzimy! :)

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka